wtorek, 24 grudnia 2013

Prolog

Diana's POV

  Kolejne popołudnie spędzone na... nic nie robieniu. Po prostu tradycyjnie jak w każdy czwartek po szkole poszłam z Perrie do parku i robiłam zdjęcia.
- Myślisz że to będzie dobre? - spytałam pokazując jej chyba setne zdjęcie jednego i tego samego dzieciaka.
- Boże Święty Diana, znam Cię od trzech lat i szanuję twoje zamiłowanie do cykania zdjęć tym... tym plastikowym przedmiotem, ale przyrzekam, że jak jeszcze jeden raz pokażesz mi zdjęcie tego bachora, to osobiście zjem to dzieło szatana, przetrawię,wydalę, zakopie, odkopie i wrzucę do rzeki. Niech wróci tam skąd przyszło. - zakończyła swoją wyczerpującą wypowiedź cichym warknięciem.
- Po pierwsze to nie jest plastikowe coś, tylko lustrzanka. Po drugie cieszę się że szanujesz moją pasję. Po trzecie wiesz że zależy mi na tym cholernym konkursie fotograficznym, a po czwarte wal się. Nie pozwolę ci jej wywalić. - Pokazałam jej język.
- Okej, skończyłaś? Po prostu przystopuj. Odkąd cię pamiętam jesteś sztywna jak wieszak. No chociaż w pewnym sensie trafiłam z określeniem, bo figurę to ty masz modelki...
- Tsaa...
- A tak w ogóle to piłaś kiedyś? - Zmieniła temat, na co poprawiłam się lekko na ławce.
- Pić to chyba każdy pił...
- Chodzi mi o alkohol. - Przerwała mi. - Al-ko-hol. Znasz taką nazwę?
- No jasne że tak. Nie traktuj mnie jak dziecko...
- No właśnie czasami się tak zachowujesz jakbyś nie miała pojęcia o życiu. Mam wrażenie że jestem twoją matką  i uczę Cię życia od podstaw. Tylko tu jest ta różnica że umiesz chodzić i mówić... A jeśli mogę spytać to co piłaś? - Uniosła lewą brew oczekując odpowiedzi, której ja nie koniecznie chciałam udzielić. No niby piłam, ale jedynie w sylwestra i to symbolicznie. Mama by mnie chyba zabiła gdyby dowiedziała się że jej córeczka przyszła nietrzeźwa do domu.
- No...Ja... Uhm, piłam....
- Tak, piłaś... Chyba Piccolo w sylwestra.
- Tak jakby zgadłaś...? - Na mojej twarzy pojawił się niepewny uśmiech, który zniknął tak szybko jak się pojawił kiedy ujrzałam tzw. Poker Face'a Perrie.
- Serio dziewczyno? Serio? Tylko czekaj na wakacje. Już ja Cię nauczę życia... - oznajmiła stanowczym tonem, wstała i poszła w kierunku centrum wkładając słuchawki do uszu. Jęknęłam cicho zrezygnowana i wstałam kierując się w przeciwną stronę. Nie miałam łatwego życia. Żyłam pod kloszem rodziców. Byłam czystą córeczką tatusia, który kontrolował każdy mój ruch. Gdyby poczuł ode mnie wódkę albo papierosy miałabym dożywotni szlaban na życie. Chłopaka miałam tylko raz, ale to nie było nic poważnego. Po dwóch tygodniach zerwał ze mną  bo nastraszył go oczywiście mój tatuś. To było dawno bo w pierwszej gimnazjum, no ale historia idzie za ludźmi. Mimo że chodzę do drugiej liceum już mam wyrobioną opinię "wiecznej dziewicy". Często zastanawia mnie czy to coś złego, zachować swój największy skarb dla tego jedynego. W Stevenson High School chyba każda dziewczyna z wyjątkiem mnie i Perrie rozkładała nogi przed pierwszym lepszym. W ogóle nasza szkoła to jedno wielkie porno. Idziesz korytarzem i widzisz: lezbijki, geje, pary wymieniające się ze sobą śliną, które wręcz chcą pożreć się w całości na środku korytarza. To się nazywa Chicago... Dla większego efektu powinni przy wejściu rozdawać orzeszki i popcorn, bo serio... Jest na co popatrzeć.
Dojście do domu zajęło mi około 15 minut. Już przed drzwiami poczułam zapach pieczonego ciasta. Z lekkim uśmiechem weszłam do środka, zamieniłam schodzone już trampki na papcie, torbę położyłam na szafce i skierowałam się do kuchni, gdzie przy szklanym stole na wysokim krześle siedziała tyłem do mnie moja młodsza siostra, która właśnie kolorowała jakiś obrazek i moją mamę, która właśnie wyciągała szarlotkę z piekarnika.
- Cześć dzieciaku - przywitałam się z siostrą czochrając jej włosy następnie podeszłam do mamy by dać jej buziaka w policzek na przywitanie- Cześć mamuś. - Zabrałam jedno jabłko z blatu po czym usiadłam na przeciwko siostry.
- Cześć córuś. Jak tam w szkole? - Spytała odkładając rękawicę kuchenną na swoje miejsce.
- A jak ma być? Zawsze to standardowe pytanie... Nie wiem po co je zadajesz skoro wiesz że jak zawsze nic się nie wydarzyło. - przewróciłam oczami.
- Ohh, no nie bulwersuj się już tak. Nie mogę się już nawet spytać jak minął dzień mojej pierworodnej?
- Przez dziesięć lat to samo pytanie. Jakby coś się stało to bym ci przecież powiedziała. Znasz mnie.
- No, może bym i uwierzyła jeśli nie to że ostatnio na takie pytanie odpowiedziałaś mi w pierwszej gimnazjum kiedy dostałaś pierwszy okres.
- Mamoooo...
- Witaj skarbie, jak minął dzień? - Przerwał podczas dawania mi buziaka mój tata który akurat wszedł do kuchni.
- Nie no, nie wytrzymam z wami... - Wstałam odgryzając kawałek jabłka i wyszłam z kuchni.
- Co jej się stało? - Usłyszałam jeszcze zdezorientowany głos mojego taty ale to już mnie nie obchodziło.
Weszłam do swojej brązowo - miętowej sypialni i włączyłam swoją wieże stereo. W moich uszach rozbrzmiały pierwsze dźwięki skrzypiec. Wszyscy w moim dość skromnym otoczeniu wiedzieli że ubóstwiam muzykę Alexandra Rybaka. W przeszłości przez trzy lata prawie dziennie ćwiczyłam grę na skrzypcach. Później niestety musiałam się skupić na nauce.
Położyłam się na łóżku i wsłuchiwałam się w tekst gdy nagle drzwi mojego pokoju otworzyły się i stanęła w nich moja siostra.
- Co robisz? - Spytała podczas wdrapywania się na łóżko. Uwielbiałam jak to robiła. Wyglądała tak słodko... Czasami dziękowałam Bogu że mimo dziesięciu lat jest nadal mała jak ośmiolatka. Do tego była ubrana w jeansową spódniczkę, niebieską bluzeczkę i miała na głowie dwa kucyki. Uwielbiałam ją taką.
- Leże. A mama nie nauczyła Cię czasami że jak się gdzieś idzie to się puka?
- Nie - Pokazała mi język. Co jak co ale charakterek to miała taki sam jak ja za młodu. Dopiero potem mnie tak szlifowali do perfekcji. - A wiesz że Danny przyjeżdża? - Spytała słodkim głosem.
- Co takiego?! - Otworzyłam szeroko oczy nie wierząc w to ci powiedziała mi Sam.

~*~
Taki dłuższy prolog mi wyszedł, ale chciałam opisać trochę jej odczucia i wprowadzić trochę atmosfery. Mam nadzieję że tragedii nie ma ;P Nie mam wyczucia w prologach i zazwyczaj nie wychodzą takie jak trzeba... Zdecydowanie wole pisać rozdziały. Mówi się, że początki są najtrudniejsze, i ci co tak mówią zdecydowanie mają rację.
No więc tak, nazywam się Monika i jestem praktykującą directionerką :D
Przekonała mnie do nich moja BFF  za co jej dziękuję <33
Mam nadzieje że opowiadanie nie będzie takie złe i zaakceptujecie mnie :))
Więc macie taki prezent gwiazdkowy ode mnie.
 
~*~

Z okazji Świąt Bożego Narodzenia życzę Wam dużo uśmiechu na twarzy, samych szóstek w szkole, prezentów ile worek uniesie, udanego sylwestra, szczęścia w życiu, dużo pieniędzy, zdrowia, żeby wreszcie One Direction odwiedziło Polskę i wszystkiego czego sobie zamarzycie :))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz