czwartek, 8 maja 2014

4. Complications

Diana's POV

  Obudziły mnie głosy. Kilka głosów. A właściwie to kilka głosów i hałas. Gdzie jestem? Sądząc po zapachu wody utlenionej i silnych środków dezynfekujących stawiam na szpital. Byłam zmęczona i to do tego stopnia że powieki odmawiały mi posłuszeństwa nie chcąc się podnieść. Ostatnie co pamiętam to las, więc jakim cudem znalazłam sie w tym miejscu? Moje życie to porażka. Przynajmniej w ciągu ostatnich kilku minut, godzin lub dni. Nie wiem ile tak leżałam ale czułam że jedna z moich rąk jest usztywniona i boli dość mocno. Lekko mlasnęłam, po czym usłyszałam szurnięcie krzesłem obok mnie, kroki i trzaśnięcie drzwiami. To było dość dziwne, ale w tym momencie miałam ważniejsze problemy na głowie. Ponowna próba otwarcia oczu okazała się udana, jednak zbyt jasne światło raziło mnie w oczy przez co miałam je przymrużone. Po krótkim czasie przyzwyczaiłam się do niego i zaczęłam się rozglądać. Leżałam w błękitnej pościeli, jak to w zwyczaju szpitali. Otaczały mnie białe ściany, lampki, kotary a obok mnie stał sobie śmieszny komputerek który chyba rejestrował  bicie serca jak się nie mylę ale nie był do mnie podłączony.
Pokręciłam głową odganiając dziwne myśli które kłębiły się w mojej głowie na cały ten widok i lekko podniosłam się, jednak czując pulsujący ból głowy upadłam z powrotem na miękką poduszkę. Dużo miększą od tej, do której byłam przyzwyczajona, przez co wierciłam się jak mucha w smole. Byłam strasznie ciekawa tego jak znalazłam się w tym miejscu i jak długo w nim przebywałam. Dopiero do dłuższym zastanowieniu zauważyłam że rękę mam w gipsie. Czułam się i wyglądałam pewnie okropnie. Wszystko mnie bolało i dalej chciało mi się wymiotować.W pewnym momencie drzwi sali otworzyły się i stanął w nich lekarz. Podszedł do mojego łóżka i zaczął sprawdzać coś w swoim notatniku.
- Witam, ja jestem doktor Harrison. Co pamięta pani jako ostatnie? - Spytał patrząc się w jakąś kartkę.
- Drzewa, las... Dużo drzew. Ciemność. - Wycharczałam.
- Miała pani dużo szczęścia. Z tego co udało nam się wywnioskować została pani najprawdopodobniej potrącona przez samochód. Doznała pani wstrząśnienia mózgu, jednak żeby określić jak ono jest poważne musimy poczekać na wyniki badań. Do tego złamanie lewej ręki, stłuczenie kilku żeber i siniak na brzuchu.Chciałbym panią zatrzymać przez kilka dni na obserwacji, na wypadek gdyby coś się działo.
- To konieczne? - Jęknęłam nie zwracając uwagi na swoje obrażenia, a czując niechęć do spędzenia tutaj  kilku minut dłużej a co dopiero dni.
- Jeśli nie chce pani powikłań jest to konieczne.
- W takim razie zgoda. - Westchnęłam.
- Poddamy panią odpowiednim badaniom, jednak teraz proszę odpoczywać. - Poprawił swoje duże okulary, odwrócił się i podszedł do pacjenta obok.
- A mam inny wybór? - Warknęłam bardziej do siebie, gdyż wiedziałam że był zajęty rozmową z innym pacjentem i nie zwracał już uwagi na moje paplanie.
Spojrzałam na stolik nocny, na którym leżał mój Samsung, a właściwie to jego szczątki. Obok niego zauważyłam kolorową torebkę na prezenty. Zdezorientowana sięgnęłam po nią i delikatnie rozchyliłam jej ścianki żeby zobaczyć co znajduje się w środku. Jak się okazało był to telefon, a dokładniej Sony XperiaS koloru beżowego. Sięgnęłam po pudełko i zaczęłam oglądać go z każdej strony, sprawdzając czy to nie jakiś żart. Byłam ciekawa kto i kiedy to tu przyniósł, i czy w ogóle należy to do mnie. Zrezygnowana spojrzałam jeszcze raz do torby i ku mojej uciesze na dole leżała karteczka z notesika. Wyciągnęłam ją i przeleciałam wzrokiem po schludnym piśmie.


To prezent od Liama. Mam nadzieje że to nie był zły wybór, jakby coś nie pasowało zawsze można wymienić na inny model.
Louis xoxo
  Myślałam, że zaraz wybuchnę. Ten facet ma chyba coś z głową. Najpierw robi mi wyrzuty pod swoim domem, potem ja tracę przytomność, budzę się w szpitalu a obok mnie leży papierowa torebka z liścikiem i to wszystko?! Żadnych wyjaśnień?! Nic?! Tak w ogóle to skąd on wiedział gdzie jestem? A jeśli już tu był, to nie mógł chociaż zaczekać i przeprosić?! To ciota a nie facet. Kiedy widzę takich kozaków stwierdzam, że aborcja powinna być legalna.
Zdenerwowana niepewnie sięgnęłam po torebkę i włożyłam kartonik z telefonem z powrotem do środka. Odłożyłam torbe z jej zawartością na stolik nocny i zaczęłam bezmyślnie wpatrywać się w sufit. Z transu wybudził mnie dźwięk otwieranych drzwi i znajome głosy.
- Córciu, co się stało? - Do mojego łóżka podbiegła zapłakana mama wraz z tatą i siostrą. - Jesteś cała?
- Tak, chyba tak... Z wyjątkiem złamanej ręki, kilku siniaków i obitych żeber chyba nic więcej mi nie ma.
- Co się stało?
- Nic poważnego... - Jęknęłam wiedząc, że czeka mnie kolejny długi wykład z EDB.
- Państwa córka najprawdopodobniej została potrącona przez samochód. Doznała wstrząśnienia mózgu II stopnia i może nie pamiętać ostatnich zdarzeń. - Wtrącił się lekarz, który pojawił się znikąd spoglądając na swoją teczkę z wynikami badań. - Chciałbym ją zostawić przez kilka dni na obserwacji. - Spojrzał na moją rodzicielkę, która tylko kiwnęła głową i przysiadła na krześle obok mnie.
Zapowiada się długie popołudnie.

  Dwudziesta wieczorem. Rodzice siedzieli ze mną przez całe 4 godziny wypominając mi o tym jaka jestem niepoważna, nieodpowiedzialna i lekkomyślna. Ale co ja poradzę? Nic nie pamiętam, nie wiem jak doszło do wypadku. Prawdopodobnie nawet nie zwróciłam uwagi na ten samochód. Ponoć z powodu złej pogody w Hiszpanii Danny nie przyjechał bo odwołali mu lot. Przynajmniej jeden powód do radości. Niepotrzebnie doszłaby jeszcze jedna osoba, która by się niepotrzebnie zamartwiała.
Siedziałam bezczynnie na łóżku, kiedy poczułam jak ktoś szarpie moją rękę. Odwróciłam głowę i ujrzałam słodkiego chłopczyka, który hipnotyzował mnie swoimi wielkimi, szarymi oczami. Chwilkę  to potrwało, zanim się ocknęłam.
- A ty, czego tutaj szukasz szkrabie? - Uśmiechnęłam się ciepło do chłopca na co on nabrał troszkę pewności siebie.
- Kim jesteś? - Spytał cichutko. Tak cichutko i słodko, że miałam ochotę się rozpłynąć.
- Ja jestem Diana, a ty? - Uśmiechnęłam się zachęcająco do chłopca, który zmieszany patrzył w moją stronę.
- Jestem Tommy.
- A więc Tommy, co tutaj robisz?
- Zgubiłem się. - Burknął i smutny usiadł na moim łóżku.
- A gdzie twoja mama?
- Ja nie mam mamy. - Powiedział cichutko, przez co myślałam że serce mi pęknie.
- A z kim tutaj jesteś?
- Z babcią.
- Hmm, to może poszukamy babci? - Spytałam z uśmiechem i złapałam małego za rączkę, który odwzajemnił gest przytakując główką.
Kiedy podniosłam się z łóżka poczułam zawroty głowy, które zignorowałam. Zauważyłam, że mam do ręki podłączoną kroplówkę. Zirytowana tym faktem pociągnęłam kabelek, który wyrwałam ze swojej ręki, co zaowocowało tryśnięciem przezroczystego płynu na moją bluzkę. W myślach przeklęłam całe swoje życie lecz już po chwili z uśmiechem zaczęłam oprowadzać chłopczyka po szpitalu szukając starszej pani, którą zdążył opisać mi Tommy.
Po spacerze który trwał jakieś 10 -15 minut znaleźliśmy kobietę w pobliskiej kawiarence szpitalnej. Siwowłosa podziękowała i zabrała chłopca do szpitalnej sali w dziale dziecięcym a ja oparłam się o ścianę, gdyż zaczęło mi się robić słabo.
- Pani Davies, co pani tutaj robi?! Powinna pani odpoczywać w swojej sali! - Usłyszałam głos jakiejś pielęgniarki, lecz z czasem zaczął stawać się tylko niezrozumiałym bełkotem aż w końcu poczułam, że upadam.



Louis' POV

  Siedziałem na fotelu gapiąc się bezczynnie w ścianę. Miałem wrażenie, że głowa mi eksploduje od nadmiaru myśli. Wiedziałem, że dziewczyna odzyskała przytomność, gdyż byłem przy tym. Chciałem zaczekać, zobaczyć jej reakcję, ale swoją dumę miałem i nie zamierzałem pokazać jej że przejmuje mnie jakaś pannica z przerośniętym ego. Kiedy tylko zauważyłem, że się posuszyła wyszedłem z sali.Tak po prostu zostawiając jej mały prezent od Liama. Oczywiście to ja musiałem zajmować się prawie wszystkim. Równie dobrze nasza grupa mogłaby się składać z jednej osoby, czyli mnie. Reszta zawsze potrafiła coś spieprzyć a przykładem jest właśnie Wild.
Wkurzało mnie to, że nie wiedziałem czy coś się nie skomplikowało. Dziewczyna niby nie miała dużych obrażeń ale grypa też nie wychodzi od razu. Chwyciłem kurtkę, która swobodnie wisiała na wieszaku i kluczyki do samochodu z komody, po czym ruszyłem do samochodu. Droga trwała jakieś 20 minut. Na szczęście obyło się bez korków. Wparowałem do szpitala niczym burza, chociaż nie miałem zamiaru wchodzić do sali dziewczyny. Co mnie zaskoczyło, koło bufetu odbywało się małe zamieszanie. Ktoś wołał o wózek, jeszcze ktoś o nosze, ale nie przejąłem się tym. Podszedłem do recepcji i uśmiechając się spytałem uprzejmie gdzie znajdę doktora Harrisona. Pielęgniarka patrząc na mnie przenikliwym spojrzeniem wskazała palcem w kierunku bufetu. Zdziwiło mnie to trochę, ale podążyłem we wskazanym przez szczupłą blondynkę kierunku. To co tam zobaczyłem, sprawiło że cały zesztywniałem. Mięśnie odmówiły posłuszeństwa a dłonie zacisnęły się w pięści. Dziewczyna, którą potrącił Liam była akurat przenoszona z podłogi na nosze, a lekarz wyglądał na zdenerwowanego. Jedyne co w tym momencie robiłem to nasłuchiwałem krzyków lekarzy i pielęgniarek. Większość z nich się powtarzała, np. "Przynieście kroplówkę", "Gdzie jest doktor Foster" albo "Ostrożnie na rękę". Stwierdziłem, że zaczekam aż atmosfera się trochę uspokoi a potem spytam się Lekarza co się stało. Oparłem się o ścianę i czekałem aż brunetka zniknie z mojego pola widzenia a Harrison będzie miał chwilę czasu. Chwilę to trwało, ale kiedy ruszył w stronę gabinetu od razu podążyłem za nim i chwyciłem go za rękę.
- Dzień dobry, co się właśnie stało? - Spytałem udając przejętego. Nie ruszało mnie to aż tak, żeby wpadać w panikę. Chciałem tylko, żeby wszystko skończyło się Happy Endem. Liczyłem na to, że dziewczyna odpuści i nie napuści nam piesków na ogon.
- Witam panie Tomlinson. Otóż zaszły pewne komplikacje. Panienka Davies się nie słucha i wstała z łózka, kiedy miała odpoczywać. Wstrząśnienie mózgu w tym przypadku spowodowało utratę przytomności. Nic dziwnego, jednak ze względu na obrażenia jakich doznała podczas wypadku wolałbym, żeby to się nie wydarzyło. Nie wiemy czy to nie pogorszyło jej stanu. - Westchnął drapiąc się po głowie. No cóż, nierzeczna dziewczynka się nie słucha, ale to jej problem. Sama sobie nagrabi problemów.
- Och, ale nic nie zagraża jej zdrowiu?
- Raczej nie, chociaż niczego nie możemy być stu procentowo pewni. Wszystkiego dowiemy się w swoim czasie.
- Dobrze, więc dziękuję doktorze. - Uśmiechnąłem się cierpko i odszedłem. Denerwowało mnie udawanie grzecznego chłopczyka, chociaż nieźle mi to wychodziło.
Skierowałem się w stronę wyjścia, lecz nie byłbym sobą gdybym przed wyjściem nie puścił oczka recepcjonistce. Blondynka zarumieniła się delikatnie i spuściła wzrok. Trafiona, zatopiona. Może kiedyś zagości w moim łóżku. Zaśmiałem się pod nosem na samo wyobrażenie tej sytuacji i skierowałem się do samochodu. Czeka mnie ciekawy wieczór, a mianowicie wypad do klubu z całą bandą. Mam nadzieję, że tej nocy nie będę sam.

~*~

Witam, witam. Nawet nie wiecie jak mi przykro, ze rozdział dodaję po dwumiesięcznej przerwie.
Chciałam dodać wcześniej ale najpierw nauczyciele zaczęli naciskać, potem egzaminy a teraz bierzmowanie...
Trzeba było wszystko pozaliczać. Pisałam dział fragmentami. I tak moim zdaniem wyszedł beznadziejny lecz pomimo tego czekam na opinie, nawet te najgorsze. Następny postaram się napisać jak najszybciej, pomimo tego że musze jeszcze poprawić kilka ocen. Mam nadzieję że zrozumiecie. Bardzo mi przykro.

Jak na razie nie mam głowy do Liebster Award, bardzo przepraszam jednak dziękuję za nominację ;)
Do następnego xx.