niedziela, 29 grudnia 2013

1. New



Diana's POV

- Powiedz mi że to żart - Ściągnęłam brwi wyczekując odpowiedzi.
- Nie. Mama sama mi powiedziała.
- A co takiego powiedziała?
- Że przyjeżdża jutro i że to jego kara, za liczne podrywy.
No tak... Cały Danny. Aż strach pomyśleć ilu dziewczynom złamał serca. No ale cóż im się dziwić że na niego leciały? Przy kasie, przystojny, elegancki... Wiedział jak zawrócić dziewczynie w głowie. Przynajmniej jego brat Gustawo miał trochę rozumu.
Szczerze cieszyłam się że przyjedzie... Wreszcie mogłam pośmiać się z jego hiszpańskiego akcentu. Oczywiście jak zwykle powróci słynna "seniorita". Odkąd pamiętam tak mnie nazywał. Kto wie? Może kiedyś też próbował mnie poderwać, ale ja nie zwróciłam na to uwagi?
- Sam, idź się pobawić. Muszę odrobić lekcje.
- Okej. - Zeskoczyła z materaca i wyszła zamykając za sobą drzwi.
Wzięłam głęboki wdech i również wstałam z łóżka po czym zeszłam na dół po torbę.
Więc, do odrobienia mam tylko chemię... Mówiłam już że zaczynam żałować że poszłam do szkoły medycznej?
Weszłam na górę i dosiadłam się do lekcji. Stężenie procentowe. Niby takie proste, a potrafi namącić człowiekowi w głowie...
Po trzydziestu minutowej męce nad zadaniem podeszłam do okna. Miałam dość szeroki parapet i był zamieszczony dość nisko, więc śmiało mogłam na niego usiąść. Podkurczyłam nogi pod brodę i zaczęłam wpatrywać się w szybę. Ludzie, samochody, domy, znaki drogowe... To wszystko co było widać z mojego okna. Czasami zastanawiałam się jakie byłoby moje życie bez Per. Zanim ją poznałam byłam praktycznie sama, jednak z własnej woli. Odganiałam od siebie wszystkich. Miałam opinie wrednej suki, ale ja po prostu broniłam się przed światem zewnętrznym. A to wszystko przez odrzucenie. Kiedy 6 lat temu mieszkałam w Nowym Yorku miałam kilka przyjaciółek. Trzymałyśmy się w grupie. Byłam właściwie jedną z tych popularniejszych w szkole, jednak to się drastycznie zmieniło. W pewnym momencie miały przede mną tajemnice, unikały spotkań ze mną tłumacząc się wyjazdem, ograniczoną ilością miejsc podczas nocowania... Zrozumiałam że nie jestem im potrzebna, jednak pewnego razu Vic, jedna z dziewczyn zaprosiła mnie na swoją imprezę. Specjalnie ubrałam jedną z najlepszych sukienek na tą okazję. Na początku wszystko było piękne, jednak potem muzyka ucichła. Podeszła do mnie Kat, blondynka z zielonymi oczami. Wyjątkowo jej nie trawiłam, ale dziewczyny ją uwielbiały więc się nie wtrącałam. Spojrzała na mnie a na jej twarzy zagościł ten wredny uśmiech. Do dzisiaj często go wspominam. Wtedy się zaczęło. Zaczęła opowiadać wszystkim jaka jestem. Większość tych rzeczy było kłamstwem, ale nie miałam siły się bronić. Na koniec wygadała wszystkie moje sekrety dodatkowo oblała mnie piwem. Czułam się jakby ściany zbliżały się do mnie, a podłoga zaczęła osuwać mi się spod stup. Nie wiedziałam co robić. Kiedy zobaczyłam te wszystkie roześmiane twarze... Obraz zaczął mi się rozmazywać od łez i wtedy po prostu uciekłam. Jak największy tchórz uciekłam nawet nie próbując się bronić. Potem przez kilka tygodni nie chciałam chodzić do szkoły. Jak wyszłam chociażby na ogród a ktoś z mojej szkoły przechodził obok słyszałam jego stłumiony śmiech. Nie wytrzymywałam psychicznie a mój czas ucieczki od świata zewnętrznego już powoli się kończył. Potem jak z nieba spadła mi przeprowadzka, lecz zastrzegłam sobie jedno. Nigdy z nikim się nie zaprzyjaźnię. Bałam się odrzucenia. Od tamtego czasu, to książki stały się moimi przyjaciółkami. Niekiedy z napływu emocji zdarzyło mi się pociąć. W tym momencie powinnam użyć słynnego komentarza z Sali Samobójców, "Żyletki są moimi przyjaciółkami, ponieważ mają ostre języki". I tu będę oryginalna, bo nie były moimi przyjaciółkami. Były po prostu odskocznią od problemów. W Chicago moją monotonią było pójście do szkoły, przeżycie w niej połowy dnia, potem powrót autobusem, obiad, nauka i sen. Dokładnie w dniu przeprowadzki nabrałam wystarczająco dużo siły by przejść metamorfozę. Wszystkie sukienki, kuse spódniczki, bluzki z dekoltem poszły do piwnicy. Ich miejsce zastąpiły Jeansy, koszule flanelowe, trampki i dresy. Na szyi zamiast niebieskiego kryształku wylądował nieśmiertelnik. Krótko mówiąc odstraszałam od siebie ludzi samym wyglądem. Skończyły się nie wiadomo jakie fryzury. Po prostu zostawiałam je rozpuszczone, a fakt że były całkiem proste cieszył mnie jeszcze bardziej. Przynajmniej nie musiałam męczyć ich prostownicą.
Po pewnym czasie do szkoły dołączyła pewna dziewczyna. Na imie miała Perrie. Jej nie obchodziło to że jej zbywałam.  Zaczepiała mnie w szkole całymi dniami, aż w końcu się przed nią otworzyłam.  Było widać że nie jest tata jak inne. Była wyjątkowa. Nawet nie zauważyłam kiedy się zaprzyjaźniłyśmy. Do teraz się przyjaźnimy... Wspierała mnie kiedy tego potrzebowałam, i na odwrót. Właśnie dlatego nie wyobrażam sobie bez niej życia.
Moje rozmyślenia przerwał warkot silnika. Można było poznać że to motor. Niedługo po tym kiedy doszłam do tego właśnie wniosku zobaczyłam jakiegoś chłopaka, który pędził na czarno-czerwonym ścigaczu, a za nim pędziły dwa radiowozy. Pokręciłam głową z dezaprobatą na głupotę ludzką. Ja z pewnością nigdy nie wsiadłabym na tą maszynę śmierci. To byłoby samobójstwo.
- Diana, obiad! - usłyszałam głos swojej rodzicielki.
Wstałam z parapetu i podeszłam do lustra, żeby związać włosy w luźnego kucyka. Nawet nie zwróciłam uwagi na to, że pociekło mi po policzkach kilka łez. Starłam je prędko i zbiegłam na dół. Zajęłam miejsce obok taty i zaczęłam wcinać zupę pomidorową, która już na mnie czekała na stole.


~*~

  Kolejny poranek, kolejny monotonny dzień, kolejny sprawdzian. Zaczynam rzygać tym wszystkim. Sięgnęłam żeby wyłączyć to pikające cholerstwo zwane budzikiem i przewróciłam się na prawy bok. No rusz ten leniwy tyłek pomyślałam. Jezu, fiksuje. Zaczynam rozkazywać sobie w myślach... Z cichym westchnieniem sturlałam się z łóżka na podłogę. Jęknęłam czując zderzenie z podłogą, ale przynajmniej udało mi się rozbudzić. Podniosłam się i jednym okiem zaczęłam skanować cały pokój. Cicho ziewnęłam, przetarłam oczy i weszłam do łazienki. Na mojej głowie panował artystyczny nieład, oczy były podkrążone a usta spierzchnięte. Z przyzwyczajenia nie zwróciłam na to specjalnej uwagi. Po prostu chwyciłam szczotkę i z grymasem na twarzy zaczęłam rozczesywać "kluski", które pojawiły się na mojej głowie.
Kiedy już skończyłam nałożyłam trochę korektora pod oczy, żeby cienie nie były aż tak widoczne, tusz na rzęsy oraz trochę błyszczyka na usta. Nie byłam raczej za tym żeby nakładać sobie nie wiadomo jaką ilość tapety na twarz. Lubiłam naturalność, którą dziewczyny z mojej szkoły przeważnie ukrywają pod grubą warstwą tynku.
Kiedy wyglądałam już w miarę jak człowiek, wyszłam z łazienki i rzuciłam się na szafę. Wciągałam z niej parę złożonych w kostkę czarnych spodni, do tego szarą bokserkę z naszytą na nią czarną kwiatową koronką i z dna czarne Lordsy. Ściągnęłam swoją piżamę , którą była tylko jedna i to o kilka rozmiarów za duża koszulka Dann'ego, i założyłam to wszystko. Z wieszaka ściągnęłam tylko długi czarny kardigan, swoją torbę z biurka, którą przygotowałam dzień wcześniej i zeszłam na dół. Tam czekała już na mnie mama, ze śniadaniem które jak zwykle jadłam w drodze na przystanek autobusowy. Cmoknęłam ją w policzek i bez słowa wyszłam z domu chwytając po drodze swój płaszczyk wiosenny. Na dworze nie było za ciepło ale mrozu też nie było. Najbardziej cieszył mnie brak śniegu. Mogłam śmiało zakładać wygodne buty na cienkiej podeszwie. Mimo, że ostatnio prawie dziennie marzły mi nogi i tak je zakładałam. W niektórych sprawach byłam nieugięta.
W ciągu 10 minut znalazłam się na przystanku i jak na zawołanie autobus pojawił się na horyzoncie.  Kiedy pojawił się przed moim nosem wsiadłam, jako jedyna z tej okolicy i zajęłam pierwsze lepsze miejsce. Wiedziałam że czeka mnie długa droga, więc zaczęłam gapić się bezmyślnie w szybę, i liczyć ile samochodów wyminiemy.
W pewnym momencie usłyszałam ten charakterystyczny warkot silnika. Zauważyłam że zatrzymujemy się. Poznając po okolicy stwierdziłam że stajemy na światłach i za chwilę będziemy pod szkołą. Obok mnie pojawił się motocykl. Ten sam, co poprzedniego dnia. Nawet nie zauważyłam kiedy chłopak siedzący na nim spojrzał w okno. Akurat w to okno, przy którym ja siedziałam. Miał kask, więc jedyne co widziałam to jego przenikające błękitne oczy. Siłowaliśmy się na spojrzenia, lecz po chwili zaczęłam się poddawać. Nie potrafiłam komuś patrzeć długo w oczy. Sytuację uratował fakt, że ruszyliśmy dalej i zaczęliśmy zwalniać. Kierowca wysadził nas pod samą szkołą, gdzie czekała już na mnie Perrie. Uśmiechnęłam się delikatnie i mocnym przytulasem przywitałam się z przyjaciółką.
- Cześć landryno. - posłałam jej złośliwy uśmieszek.
- Cześć sztywniaku. - Odwzajemniła go i zaczęłam mnie prowadzić w stronę bocznego wejścia.
- Gdzie ty idziesz?!
- Do szkoły. Wierz mi, nie chcesz iść tamtędy. Nie przeciśniesz się za żadne skarby.
- Dlaczego? - Przyjęłam zdezorientowany wyraz twarzy.
- Mamy nowego w szkole. Ponoć jakiś twardziel i większość szkoły chce go zobaczyć. - Wzruszyła ramionami w geście znudzenia. Uśmiechnęłam się i dorównałam jej kroku.
- Masz racje. Nie obchodzi mnie to w najmniejszym calu...
- A uczyłaś się na sprawdzian z Matematyki? - Spytała otwierając drzwi, prowadzące do wnętrza przepełnionej, cuchnącej trampkami klatki.
- Przecież wiesz, że nie muszę. - Podeszłam do swojej szafki i wpisałam kod, dzięki któremu mogłam się do niej dostać.
- Ahh, no tak. Czasami zapominam że przyjaźnię się z kujonką...
- Nie jestem kujonką! Po prostu mam dobre oceny.
- A to nie to samo?
- Nie! - pokazałam jej język wyciągając potrzebne książki po czym zamknęłam metalowe drzwiczki z głośnym hukiem, zostawiając w środku swój płaszcz.
- Ehh, no niech Ci będzie. - Wzruszyła ramionami i ruszyła w stronę klasy. Teatralnie przewróciłam oczami i podążyłam z nią.
- Mam nadzieję że nowy nie będzie chodził z nami do klasy... - Spytałam kiedy dogoniłam ją pod klasą z fizyki.
- Nie, jest dwa lata starszy a poza tym poszedł na profil ogólny.
- A skąd ty to wszystko wiesz?
- W porównaniu do ciebie nie jestem odludkiem.
- W porównaniu do ciebie, nie kleję się do każdego.
- Ehh, czyli ja mam teraz odpowiadać za twoje błędy z przeszłości, tak?!
- A czy ja mówię, że ty za nie odpowiadasz?! Dobrze wiesz jak było... - przerwał mi dzwonek, który w tym momencie okazał się zbawieniem.
- Okej, nie chcę się kłócić. Chodź do klasy. - pociągnęła mnie za ramię do żółtego pomieszczenia, na którego widok zbierało mi się na wymioty. W tej klasie zbyt dużo złego się działo. Fizyka to czarna magia, jak dla mnie.
Grzecznie zajęłam z  Perrie swoje stałe miejsce przy oknie i czekałyśmy na nauczyciela. Powoli do klasy zbierali się uczniowie, których połowy imion nie znałam. To nie tak, że nie pamiętałam, tylko  po prostu nie chciałam pamiętać. Nie czułam takiej potrzeby.
W końcu po dwóch minutach do klasy weszła pani Smith. Wyjątkowo wredna babka. Jakim cudem utrzymywała się na swojej posadzie to jedynie pan Bóg wie. Zajęła swoje honorowe miejsce przy biurku i zaczęła sprawdzać obecność. Już myślałam że mnie pominie, ale nieee. Nie tym razem. Jako jedna z nielicznych rzadko mnie pomijała. Fakt był taki, że na lekcji nie odzywałam się niepotrzebnie. Nawet przy odpowiedzi nie lubiłam się zbytnio odzywać. Uraz z przed 6 lat. Bałam się żeby nie powiedzieć czegoś bez sensu, przez co nauczyciele ciągnęli mnie za język i dostawałam słabsze oceny. Moje przemyślenia przerwały dwa mocne stuknięcia do klasy. Tak jakby ktoś chciałby wyważyć je, lecz nie ponieść za to konsekwencji za pomocą wymówki " Ja tylko stukałem/am, to że wyleciały z zawiasów to już nie moja sprawa". Spojrzałam w stronę drzwi, które powoli otworzyły się ukazując niebieskookiego chłopaka w jeansowej kurtce na którego głowie znajdowały się rozczochrane włosy w kolorze jasnego brązu. Właściwie były na granicy jasnego brązu a ciemnego blondu. Jego szczęka była zaciśnięta a dłonie spoczywały w kieszeni.
- Słucham Cię? - Usłyszałam piskliwy głos pani Smith.
- Szukam klasy 27B.

~*~

Jestem raczej osobą, która nie lubi się rozpisywać ale ten dział mnie zaskoczył.
W prawdzie jest mało dialogów ale to się drastycznie zmieni ;P
Jeżeli jest ktoś, kto przeczytał to co jest powyżej to napiszcie jakiś komentarz.
To motywuje i byłabym wdzięczna jeśli byłyby jakiekolwiek opinie.
To tyle jak na dzisiaj.
Mam nadzieję że Święta minęły wam przyjemnie, oraz że poszło w cycki ;D
Do następnego :3

wtorek, 24 grudnia 2013

Prolog

Diana's POV

  Kolejne popołudnie spędzone na... nic nie robieniu. Po prostu tradycyjnie jak w każdy czwartek po szkole poszłam z Perrie do parku i robiłam zdjęcia.
- Myślisz że to będzie dobre? - spytałam pokazując jej chyba setne zdjęcie jednego i tego samego dzieciaka.
- Boże Święty Diana, znam Cię od trzech lat i szanuję twoje zamiłowanie do cykania zdjęć tym... tym plastikowym przedmiotem, ale przyrzekam, że jak jeszcze jeden raz pokażesz mi zdjęcie tego bachora, to osobiście zjem to dzieło szatana, przetrawię,wydalę, zakopie, odkopie i wrzucę do rzeki. Niech wróci tam skąd przyszło. - zakończyła swoją wyczerpującą wypowiedź cichym warknięciem.
- Po pierwsze to nie jest plastikowe coś, tylko lustrzanka. Po drugie cieszę się że szanujesz moją pasję. Po trzecie wiesz że zależy mi na tym cholernym konkursie fotograficznym, a po czwarte wal się. Nie pozwolę ci jej wywalić. - Pokazałam jej język.
- Okej, skończyłaś? Po prostu przystopuj. Odkąd cię pamiętam jesteś sztywna jak wieszak. No chociaż w pewnym sensie trafiłam z określeniem, bo figurę to ty masz modelki...
- Tsaa...
- A tak w ogóle to piłaś kiedyś? - Zmieniła temat, na co poprawiłam się lekko na ławce.
- Pić to chyba każdy pił...
- Chodzi mi o alkohol. - Przerwała mi. - Al-ko-hol. Znasz taką nazwę?
- No jasne że tak. Nie traktuj mnie jak dziecko...
- No właśnie czasami się tak zachowujesz jakbyś nie miała pojęcia o życiu. Mam wrażenie że jestem twoją matką  i uczę Cię życia od podstaw. Tylko tu jest ta różnica że umiesz chodzić i mówić... A jeśli mogę spytać to co piłaś? - Uniosła lewą brew oczekując odpowiedzi, której ja nie koniecznie chciałam udzielić. No niby piłam, ale jedynie w sylwestra i to symbolicznie. Mama by mnie chyba zabiła gdyby dowiedziała się że jej córeczka przyszła nietrzeźwa do domu.
- No...Ja... Uhm, piłam....
- Tak, piłaś... Chyba Piccolo w sylwestra.
- Tak jakby zgadłaś...? - Na mojej twarzy pojawił się niepewny uśmiech, który zniknął tak szybko jak się pojawił kiedy ujrzałam tzw. Poker Face'a Perrie.
- Serio dziewczyno? Serio? Tylko czekaj na wakacje. Już ja Cię nauczę życia... - oznajmiła stanowczym tonem, wstała i poszła w kierunku centrum wkładając słuchawki do uszu. Jęknęłam cicho zrezygnowana i wstałam kierując się w przeciwną stronę. Nie miałam łatwego życia. Żyłam pod kloszem rodziców. Byłam czystą córeczką tatusia, który kontrolował każdy mój ruch. Gdyby poczuł ode mnie wódkę albo papierosy miałabym dożywotni szlaban na życie. Chłopaka miałam tylko raz, ale to nie było nic poważnego. Po dwóch tygodniach zerwał ze mną  bo nastraszył go oczywiście mój tatuś. To było dawno bo w pierwszej gimnazjum, no ale historia idzie za ludźmi. Mimo że chodzę do drugiej liceum już mam wyrobioną opinię "wiecznej dziewicy". Często zastanawia mnie czy to coś złego, zachować swój największy skarb dla tego jedynego. W Stevenson High School chyba każda dziewczyna z wyjątkiem mnie i Perrie rozkładała nogi przed pierwszym lepszym. W ogóle nasza szkoła to jedno wielkie porno. Idziesz korytarzem i widzisz: lezbijki, geje, pary wymieniające się ze sobą śliną, które wręcz chcą pożreć się w całości na środku korytarza. To się nazywa Chicago... Dla większego efektu powinni przy wejściu rozdawać orzeszki i popcorn, bo serio... Jest na co popatrzeć.
Dojście do domu zajęło mi około 15 minut. Już przed drzwiami poczułam zapach pieczonego ciasta. Z lekkim uśmiechem weszłam do środka, zamieniłam schodzone już trampki na papcie, torbę położyłam na szafce i skierowałam się do kuchni, gdzie przy szklanym stole na wysokim krześle siedziała tyłem do mnie moja młodsza siostra, która właśnie kolorowała jakiś obrazek i moją mamę, która właśnie wyciągała szarlotkę z piekarnika.
- Cześć dzieciaku - przywitałam się z siostrą czochrając jej włosy następnie podeszłam do mamy by dać jej buziaka w policzek na przywitanie- Cześć mamuś. - Zabrałam jedno jabłko z blatu po czym usiadłam na przeciwko siostry.
- Cześć córuś. Jak tam w szkole? - Spytała odkładając rękawicę kuchenną na swoje miejsce.
- A jak ma być? Zawsze to standardowe pytanie... Nie wiem po co je zadajesz skoro wiesz że jak zawsze nic się nie wydarzyło. - przewróciłam oczami.
- Ohh, no nie bulwersuj się już tak. Nie mogę się już nawet spytać jak minął dzień mojej pierworodnej?
- Przez dziesięć lat to samo pytanie. Jakby coś się stało to bym ci przecież powiedziała. Znasz mnie.
- No, może bym i uwierzyła jeśli nie to że ostatnio na takie pytanie odpowiedziałaś mi w pierwszej gimnazjum kiedy dostałaś pierwszy okres.
- Mamoooo...
- Witaj skarbie, jak minął dzień? - Przerwał podczas dawania mi buziaka mój tata który akurat wszedł do kuchni.
- Nie no, nie wytrzymam z wami... - Wstałam odgryzając kawałek jabłka i wyszłam z kuchni.
- Co jej się stało? - Usłyszałam jeszcze zdezorientowany głos mojego taty ale to już mnie nie obchodziło.
Weszłam do swojej brązowo - miętowej sypialni i włączyłam swoją wieże stereo. W moich uszach rozbrzmiały pierwsze dźwięki skrzypiec. Wszyscy w moim dość skromnym otoczeniu wiedzieli że ubóstwiam muzykę Alexandra Rybaka. W przeszłości przez trzy lata prawie dziennie ćwiczyłam grę na skrzypcach. Później niestety musiałam się skupić na nauce.
Położyłam się na łóżku i wsłuchiwałam się w tekst gdy nagle drzwi mojego pokoju otworzyły się i stanęła w nich moja siostra.
- Co robisz? - Spytała podczas wdrapywania się na łóżko. Uwielbiałam jak to robiła. Wyglądała tak słodko... Czasami dziękowałam Bogu że mimo dziesięciu lat jest nadal mała jak ośmiolatka. Do tego była ubrana w jeansową spódniczkę, niebieską bluzeczkę i miała na głowie dwa kucyki. Uwielbiałam ją taką.
- Leże. A mama nie nauczyła Cię czasami że jak się gdzieś idzie to się puka?
- Nie - Pokazała mi język. Co jak co ale charakterek to miała taki sam jak ja za młodu. Dopiero potem mnie tak szlifowali do perfekcji. - A wiesz że Danny przyjeżdża? - Spytała słodkim głosem.
- Co takiego?! - Otworzyłam szeroko oczy nie wierząc w to ci powiedziała mi Sam.

~*~
Taki dłuższy prolog mi wyszedł, ale chciałam opisać trochę jej odczucia i wprowadzić trochę atmosfery. Mam nadzieję że tragedii nie ma ;P Nie mam wyczucia w prologach i zazwyczaj nie wychodzą takie jak trzeba... Zdecydowanie wole pisać rozdziały. Mówi się, że początki są najtrudniejsze, i ci co tak mówią zdecydowanie mają rację.
No więc tak, nazywam się Monika i jestem praktykującą directionerką :D
Przekonała mnie do nich moja BFF  za co jej dziękuję <33
Mam nadzieje że opowiadanie nie będzie takie złe i zaakceptujecie mnie :))
Więc macie taki prezent gwiazdkowy ode mnie.
 
~*~

Z okazji Świąt Bożego Narodzenia życzę Wam dużo uśmiechu na twarzy, samych szóstek w szkole, prezentów ile worek uniesie, udanego sylwestra, szczęścia w życiu, dużo pieniędzy, zdrowia, żeby wreszcie One Direction odwiedziło Polskę i wszystkiego czego sobie zamarzycie :))

piątek, 6 grudnia 2013

NAJWYŻSZY CZAS ZACZĄĆ :))

Jak już kojarzycie będę pisać tutaj opowiadanie.
Pierwszy rozdział jest prawie gotowy i powinien pojawić się w najbliższych dniach :)
Od razu z góry mówię, że rozdziały nie będą pojawiały się za często, ponieważ 3 klasa gimnazjum to niestety nie są już przelewki i trzeba się trochę przyłożyć ;)

~*~

Tak więc historia będzie opowiadała o pewnej dwójce, pochodzącej z kompletnie dwóch różnych światów. Dziewczyna ostrożna, z dobrego domu mająca zadziwiająco dobre kontakty z młodszą siostrą, napotka na swojej drodze nietypowego faceta o ksywce "Ruthless". Jedna przypadkowa impreza zmieni ich życie w historię, która mogłaby zdarzyć się tylko i wyłącznie w filmie.
Czy chłopak straci głowę dla pospolitej dziewczyny, która pomijana jest nawet podczas czytania listy obecności? Czy ona znajdzie odwagę na to, by sprzeciwić się rodzicom?
Tego dowiecie się w trakcie czytania :))

~*~

Tak więc tyle jak na zapowiedzi. Mam nadzieję że zachęciłam was chociaż trochę do odwiedzania tego bloga :)
Jeżeli były by jakieś pytania, to mój twitter:
@Mika_xoxo_
Do następnego :)