Diana's POV
- Powiedz mi że to żart - Ściągnęłam brwi wyczekując odpowiedzi.
- Nie. Mama sama mi powiedziała.
- A co takiego powiedziała?
- Że przyjeżdża jutro i że to jego kara, za liczne podrywy.
No tak... Cały Danny. Aż strach pomyśleć ilu dziewczynom złamał serca. No ale cóż im się dziwić że na niego leciały? Przy kasie, przystojny, elegancki... Wiedział jak zawrócić dziewczynie w głowie. Przynajmniej jego brat Gustawo miał trochę rozumu.
Szczerze cieszyłam się że przyjedzie... Wreszcie mogłam pośmiać się z jego hiszpańskiego akcentu. Oczywiście jak zwykle powróci słynna "seniorita". Odkąd pamiętam tak mnie nazywał. Kto wie? Może kiedyś też próbował mnie poderwać, ale ja nie zwróciłam na to uwagi?
- Sam, idź się pobawić. Muszę odrobić lekcje.
- Okej. - Zeskoczyła z materaca i wyszła zamykając za sobą drzwi.
Wzięłam głęboki wdech i również wstałam z łóżka po czym zeszłam na dół po torbę.
Więc, do odrobienia mam tylko chemię... Mówiłam już że zaczynam żałować że poszłam do szkoły medycznej?
Weszłam na górę i dosiadłam się do lekcji. Stężenie procentowe. Niby takie proste, a potrafi namącić człowiekowi w głowie...
Po trzydziestu minutowej męce nad zadaniem podeszłam do okna. Miałam dość szeroki parapet i był zamieszczony dość nisko, więc śmiało mogłam na niego usiąść. Podkurczyłam nogi pod brodę i zaczęłam wpatrywać się w szybę. Ludzie, samochody, domy, znaki drogowe... To wszystko co było widać z mojego okna. Czasami zastanawiałam się jakie byłoby moje życie bez Per. Zanim ją poznałam byłam praktycznie sama, jednak z własnej woli. Odganiałam od siebie wszystkich. Miałam opinie wrednej suki, ale ja po prostu broniłam się przed światem zewnętrznym. A to wszystko przez odrzucenie. Kiedy 6 lat temu mieszkałam w Nowym Yorku miałam kilka przyjaciółek. Trzymałyśmy się w grupie. Byłam właściwie jedną z tych popularniejszych w szkole, jednak to się drastycznie zmieniło. W pewnym momencie miały przede mną tajemnice, unikały spotkań ze mną tłumacząc się wyjazdem, ograniczoną ilością miejsc podczas nocowania... Zrozumiałam że nie jestem im potrzebna, jednak pewnego razu Vic, jedna z dziewczyn zaprosiła mnie na swoją imprezę. Specjalnie ubrałam jedną z najlepszych sukienek na tą okazję. Na początku wszystko było piękne, jednak potem muzyka ucichła. Podeszła do mnie Kat, blondynka z zielonymi oczami. Wyjątkowo jej nie trawiłam, ale dziewczyny ją uwielbiały więc się nie wtrącałam. Spojrzała na mnie a na jej twarzy zagościł ten wredny uśmiech. Do dzisiaj często go wspominam. Wtedy się zaczęło. Zaczęła opowiadać wszystkim jaka jestem. Większość tych rzeczy było kłamstwem, ale nie miałam siły się bronić. Na koniec wygadała wszystkie moje sekrety dodatkowo oblała mnie piwem. Czułam się jakby ściany zbliżały się do mnie, a podłoga zaczęła osuwać mi się spod stup. Nie wiedziałam co robić. Kiedy zobaczyłam te wszystkie roześmiane twarze... Obraz zaczął mi się rozmazywać od łez i wtedy po prostu uciekłam. Jak największy tchórz uciekłam nawet nie próbując się bronić. Potem przez kilka tygodni nie chciałam chodzić do szkoły. Jak wyszłam
chociażby na ogród a ktoś z mojej szkoły przechodził obok słyszałam jego
stłumiony śmiech. Nie wytrzymywałam psychicznie a mój czas ucieczki od świata zewnętrznego już powoli się kończył. Potem jak z nieba spadła mi przeprowadzka, lecz zastrzegłam sobie jedno. Nigdy z nikim się nie zaprzyjaźnię. Bałam się odrzucenia. Od tamtego czasu, to książki stały się moimi przyjaciółkami. Niekiedy z napływu emocji zdarzyło mi się pociąć. W tym momencie powinnam użyć słynnego komentarza z Sali Samobójców, "Żyletki są moimi przyjaciółkami, ponieważ mają ostre języki". I tu będę oryginalna, bo nie były moimi przyjaciółkami. Były po prostu odskocznią od problemów. W Chicago moją monotonią było pójście do szkoły, przeżycie w niej połowy dnia, potem powrót autobusem, obiad, nauka i sen. Dokładnie w dniu przeprowadzki nabrałam wystarczająco dużo siły by przejść metamorfozę. Wszystkie sukienki, kuse spódniczki, bluzki z dekoltem poszły do piwnicy. Ich miejsce zastąpiły Jeansy, koszule flanelowe, trampki i dresy. Na szyi zamiast niebieskiego kryształku wylądował nieśmiertelnik. Krótko mówiąc odstraszałam od siebie ludzi samym wyglądem. Skończyły się nie wiadomo jakie fryzury. Po prostu zostawiałam je rozpuszczone, a fakt że były całkiem proste cieszył mnie jeszcze bardziej. Przynajmniej nie musiałam męczyć ich prostownicą.
Po pewnym czasie do szkoły dołączyła pewna dziewczyna. Na imie miała Perrie. Jej nie obchodziło to że jej zbywałam. Zaczepiała mnie w szkole całymi dniami, aż w końcu się przed nią otworzyłam. Było widać że nie jest tata jak inne. Była wyjątkowa. Nawet nie zauważyłam kiedy się zaprzyjaźniłyśmy. Do teraz się przyjaźnimy... Wspierała mnie kiedy tego potrzebowałam, i na odwrót. Właśnie dlatego nie wyobrażam sobie bez niej życia.
Moje rozmyślenia przerwał warkot silnika. Można było poznać że to motor. Niedługo po tym kiedy doszłam do tego właśnie wniosku zobaczyłam jakiegoś chłopaka, który pędził na czarno-czerwonym ścigaczu, a za nim pędziły dwa radiowozy. Pokręciłam głową z dezaprobatą na głupotę ludzką. Ja z pewnością nigdy nie wsiadłabym na tą maszynę śmierci. To byłoby samobójstwo.
- Diana, obiad! - usłyszałam głos swojej rodzicielki.
Wstałam z parapetu i podeszłam do lustra, żeby związać włosy w luźnego kucyka. Nawet nie zwróciłam uwagi na to, że pociekło mi po policzkach kilka łez. Starłam je prędko i zbiegłam na dół. Zajęłam miejsce obok taty i zaczęłam wcinać zupę pomidorową, która już na mnie czekała na stole.
~*~
Kolejny poranek, kolejny monotonny dzień, kolejny sprawdzian. Zaczynam rzygać tym wszystkim. Sięgnęłam żeby wyłączyć to pikające cholerstwo zwane budzikiem i przewróciłam się na prawy bok. No rusz ten leniwy tyłek pomyślałam. Jezu, fiksuje. Zaczynam rozkazywać sobie w myślach... Z cichym westchnieniem sturlałam się z łóżka na podłogę. Jęknęłam czując zderzenie z podłogą, ale przynajmniej udało mi się rozbudzić. Podniosłam się i jednym okiem zaczęłam skanować cały pokój. Cicho ziewnęłam, przetarłam oczy i weszłam do łazienki. Na mojej głowie panował artystyczny nieład, oczy były podkrążone a usta spierzchnięte. Z przyzwyczajenia nie zwróciłam na to specjalnej uwagi. Po prostu chwyciłam szczotkę i z grymasem na twarzy zaczęłam rozczesywać "kluski", które pojawiły się na mojej głowie.
Kiedy już skończyłam nałożyłam trochę korektora pod oczy, żeby cienie nie były aż tak widoczne, tusz na rzęsy oraz trochę błyszczyka na usta. Nie byłam raczej za tym żeby nakładać sobie nie wiadomo jaką ilość tapety na twarz. Lubiłam naturalność, którą dziewczyny z mojej szkoły przeważnie ukrywają pod grubą warstwą tynku.
Kiedy wyglądałam już w miarę jak człowiek, wyszłam z łazienki i rzuciłam się na szafę. Wciągałam z niej parę złożonych w kostkę czarnych spodni, do tego szarą bokserkę z naszytą na nią czarną kwiatową koronką i z dna czarne Lordsy. Ściągnęłam swoją piżamę , którą była tylko jedna i to o kilka rozmiarów za duża koszulka Dann'ego, i założyłam to wszystko. Z wieszaka ściągnęłam tylko długi czarny kardigan, swoją torbę z biurka, którą przygotowałam dzień wcześniej i zeszłam na dół. Tam czekała już na mnie mama, ze śniadaniem które jak zwykle jadłam w drodze na przystanek autobusowy. Cmoknęłam ją w policzek i bez słowa wyszłam z domu chwytając po drodze swój płaszczyk wiosenny. Na dworze nie było za ciepło ale mrozu też nie było. Najbardziej cieszył mnie brak śniegu. Mogłam śmiało zakładać wygodne buty na cienkiej podeszwie. Mimo, że ostatnio prawie dziennie marzły mi nogi i tak je zakładałam. W niektórych sprawach byłam nieugięta.
W ciągu 10 minut znalazłam się na przystanku i jak na zawołanie autobus pojawił się na horyzoncie. Kiedy pojawił się przed moim nosem wsiadłam, jako jedyna z tej okolicy i zajęłam pierwsze lepsze miejsce. Wiedziałam że czeka mnie długa droga, więc zaczęłam gapić się bezmyślnie w szybę, i liczyć ile samochodów wyminiemy.
W pewnym momencie usłyszałam ten charakterystyczny warkot silnika. Zauważyłam że zatrzymujemy się. Poznając po okolicy stwierdziłam że stajemy na światłach i za chwilę będziemy pod szkołą. Obok mnie pojawił się motocykl. Ten sam, co poprzedniego dnia. Nawet nie zauważyłam kiedy chłopak siedzący na nim spojrzał w okno. Akurat w to okno, przy którym ja siedziałam. Miał kask, więc jedyne co widziałam to jego przenikające błękitne oczy. Siłowaliśmy się na spojrzenia, lecz po chwili zaczęłam się poddawać. Nie potrafiłam komuś patrzeć długo w oczy. Sytuację uratował fakt, że ruszyliśmy dalej i zaczęliśmy zwalniać. Kierowca wysadził nas pod samą szkołą, gdzie czekała już na mnie Perrie. Uśmiechnęłam się delikatnie i mocnym przytulasem przywitałam się z przyjaciółką.
- Cześć landryno. - posłałam jej złośliwy uśmieszek.
- Cześć sztywniaku. - Odwzajemniła go i zaczęłam mnie prowadzić w stronę bocznego wejścia.
- Gdzie ty idziesz?!
- Do szkoły. Wierz mi, nie chcesz iść tamtędy. Nie przeciśniesz się za żadne skarby.
- Dlaczego? - Przyjęłam zdezorientowany wyraz twarzy.
- Mamy nowego w szkole. Ponoć jakiś twardziel i większość szkoły chce go zobaczyć. - Wzruszyła ramionami w geście znudzenia. Uśmiechnęłam się i dorównałam jej kroku.
- Masz racje. Nie obchodzi mnie to w najmniejszym calu...
- A uczyłaś się na sprawdzian z Matematyki? - Spytała otwierając drzwi, prowadzące do wnętrza przepełnionej, cuchnącej trampkami klatki.
- Przecież wiesz, że nie muszę. - Podeszłam do swojej szafki i wpisałam kod, dzięki któremu mogłam się do niej dostać.
- Ahh, no tak. Czasami zapominam że przyjaźnię się z kujonką...
- Nie jestem kujonką! Po prostu mam dobre oceny.
- A to nie to samo?
- Nie! - pokazałam jej język wyciągając potrzebne książki po czym zamknęłam metalowe drzwiczki z głośnym hukiem, zostawiając w środku swój płaszcz.
- Ehh, no niech Ci będzie. - Wzruszyła ramionami i ruszyła w stronę klasy. Teatralnie przewróciłam oczami i podążyłam z nią.
- Mam nadzieję że nowy nie będzie chodził z nami do klasy... - Spytałam kiedy dogoniłam ją pod klasą z fizyki.
- Nie, jest dwa lata starszy a poza tym poszedł na profil ogólny.
- A skąd ty to wszystko wiesz?
- W porównaniu do ciebie nie jestem odludkiem.
- W porównaniu do ciebie, nie kleję się do każdego.
- Ehh, czyli ja mam teraz odpowiadać za twoje błędy z przeszłości, tak?!
- A czy ja mówię, że ty za nie odpowiadasz?! Dobrze wiesz jak było... - przerwał mi dzwonek, który w tym momencie okazał się zbawieniem.
- Okej, nie chcę się kłócić. Chodź do klasy. - pociągnęła mnie za ramię do żółtego pomieszczenia, na którego widok zbierało mi się na wymioty. W tej klasie zbyt dużo złego się działo. Fizyka to czarna magia, jak dla mnie.
Grzecznie zajęłam z Perrie swoje stałe miejsce przy oknie i czekałyśmy na nauczyciela. Powoli do klasy zbierali się uczniowie, których połowy imion nie znałam. To nie tak, że nie pamiętałam, tylko po prostu nie chciałam pamiętać. Nie czułam takiej potrzeby.
W końcu po dwóch minutach do klasy weszła pani Smith. Wyjątkowo wredna babka. Jakim cudem utrzymywała się na swojej posadzie to jedynie pan Bóg wie. Zajęła swoje honorowe miejsce przy biurku i zaczęła sprawdzać obecność. Już myślałam że mnie pominie, ale nieee. Nie tym razem. Jako jedna z nielicznych rzadko mnie pomijała. Fakt był taki, że na lekcji nie odzywałam się niepotrzebnie. Nawet przy odpowiedzi nie lubiłam się zbytnio odzywać. Uraz z przed 6 lat. Bałam się żeby nie powiedzieć czegoś bez sensu, przez co nauczyciele ciągnęli mnie za język i dostawałam słabsze oceny. Moje przemyślenia przerwały dwa mocne stuknięcia do klasy. Tak jakby ktoś chciałby wyważyć je, lecz nie ponieść za to konsekwencji za pomocą wymówki " Ja tylko stukałem/am, to że wyleciały z zawiasów to już nie moja sprawa". Spojrzałam w stronę drzwi, które powoli otworzyły się ukazując niebieskookiego chłopaka w jeansowej kurtce na którego głowie znajdowały się rozczochrane włosy w kolorze jasnego brązu. Właściwie były na granicy jasnego brązu a ciemnego blondu. Jego szczęka była zaciśnięta a dłonie spoczywały w kieszeni.
- Słucham Cię? - Usłyszałam piskliwy głos pani Smith.
- Szukam klasy 27B.
Kiedy już skończyłam nałożyłam trochę korektora pod oczy, żeby cienie nie były aż tak widoczne, tusz na rzęsy oraz trochę błyszczyka na usta. Nie byłam raczej za tym żeby nakładać sobie nie wiadomo jaką ilość tapety na twarz. Lubiłam naturalność, którą dziewczyny z mojej szkoły przeważnie ukrywają pod grubą warstwą tynku.
Kiedy wyglądałam już w miarę jak człowiek, wyszłam z łazienki i rzuciłam się na szafę. Wciągałam z niej parę złożonych w kostkę czarnych spodni, do tego szarą bokserkę z naszytą na nią czarną kwiatową koronką i z dna czarne Lordsy. Ściągnęłam swoją piżamę , którą była tylko jedna i to o kilka rozmiarów za duża koszulka Dann'ego, i założyłam to wszystko. Z wieszaka ściągnęłam tylko długi czarny kardigan, swoją torbę z biurka, którą przygotowałam dzień wcześniej i zeszłam na dół. Tam czekała już na mnie mama, ze śniadaniem które jak zwykle jadłam w drodze na przystanek autobusowy. Cmoknęłam ją w policzek i bez słowa wyszłam z domu chwytając po drodze swój płaszczyk wiosenny. Na dworze nie było za ciepło ale mrozu też nie było. Najbardziej cieszył mnie brak śniegu. Mogłam śmiało zakładać wygodne buty na cienkiej podeszwie. Mimo, że ostatnio prawie dziennie marzły mi nogi i tak je zakładałam. W niektórych sprawach byłam nieugięta.
W ciągu 10 minut znalazłam się na przystanku i jak na zawołanie autobus pojawił się na horyzoncie. Kiedy pojawił się przed moim nosem wsiadłam, jako jedyna z tej okolicy i zajęłam pierwsze lepsze miejsce. Wiedziałam że czeka mnie długa droga, więc zaczęłam gapić się bezmyślnie w szybę, i liczyć ile samochodów wyminiemy.
W pewnym momencie usłyszałam ten charakterystyczny warkot silnika. Zauważyłam że zatrzymujemy się. Poznając po okolicy stwierdziłam że stajemy na światłach i za chwilę będziemy pod szkołą. Obok mnie pojawił się motocykl. Ten sam, co poprzedniego dnia. Nawet nie zauważyłam kiedy chłopak siedzący na nim spojrzał w okno. Akurat w to okno, przy którym ja siedziałam. Miał kask, więc jedyne co widziałam to jego przenikające błękitne oczy. Siłowaliśmy się na spojrzenia, lecz po chwili zaczęłam się poddawać. Nie potrafiłam komuś patrzeć długo w oczy. Sytuację uratował fakt, że ruszyliśmy dalej i zaczęliśmy zwalniać. Kierowca wysadził nas pod samą szkołą, gdzie czekała już na mnie Perrie. Uśmiechnęłam się delikatnie i mocnym przytulasem przywitałam się z przyjaciółką.
- Cześć landryno. - posłałam jej złośliwy uśmieszek.
- Cześć sztywniaku. - Odwzajemniła go i zaczęłam mnie prowadzić w stronę bocznego wejścia.
- Gdzie ty idziesz?!
- Do szkoły. Wierz mi, nie chcesz iść tamtędy. Nie przeciśniesz się za żadne skarby.
- Dlaczego? - Przyjęłam zdezorientowany wyraz twarzy.
- Mamy nowego w szkole. Ponoć jakiś twardziel i większość szkoły chce go zobaczyć. - Wzruszyła ramionami w geście znudzenia. Uśmiechnęłam się i dorównałam jej kroku.
- Masz racje. Nie obchodzi mnie to w najmniejszym calu...
- A uczyłaś się na sprawdzian z Matematyki? - Spytała otwierając drzwi, prowadzące do wnętrza przepełnionej, cuchnącej trampkami klatki.
- Przecież wiesz, że nie muszę. - Podeszłam do swojej szafki i wpisałam kod, dzięki któremu mogłam się do niej dostać.
- Ahh, no tak. Czasami zapominam że przyjaźnię się z kujonką...
- Nie jestem kujonką! Po prostu mam dobre oceny.
- A to nie to samo?
- Nie! - pokazałam jej język wyciągając potrzebne książki po czym zamknęłam metalowe drzwiczki z głośnym hukiem, zostawiając w środku swój płaszcz.
- Ehh, no niech Ci będzie. - Wzruszyła ramionami i ruszyła w stronę klasy. Teatralnie przewróciłam oczami i podążyłam z nią.
- Mam nadzieję że nowy nie będzie chodził z nami do klasy... - Spytałam kiedy dogoniłam ją pod klasą z fizyki.
- Nie, jest dwa lata starszy a poza tym poszedł na profil ogólny.
- A skąd ty to wszystko wiesz?
- W porównaniu do ciebie nie jestem odludkiem.
- W porównaniu do ciebie, nie kleję się do każdego.
- Ehh, czyli ja mam teraz odpowiadać za twoje błędy z przeszłości, tak?!
- A czy ja mówię, że ty za nie odpowiadasz?! Dobrze wiesz jak było... - przerwał mi dzwonek, który w tym momencie okazał się zbawieniem.
- Okej, nie chcę się kłócić. Chodź do klasy. - pociągnęła mnie za ramię do żółtego pomieszczenia, na którego widok zbierało mi się na wymioty. W tej klasie zbyt dużo złego się działo. Fizyka to czarna magia, jak dla mnie.
Grzecznie zajęłam z Perrie swoje stałe miejsce przy oknie i czekałyśmy na nauczyciela. Powoli do klasy zbierali się uczniowie, których połowy imion nie znałam. To nie tak, że nie pamiętałam, tylko po prostu nie chciałam pamiętać. Nie czułam takiej potrzeby.
W końcu po dwóch minutach do klasy weszła pani Smith. Wyjątkowo wredna babka. Jakim cudem utrzymywała się na swojej posadzie to jedynie pan Bóg wie. Zajęła swoje honorowe miejsce przy biurku i zaczęła sprawdzać obecność. Już myślałam że mnie pominie, ale nieee. Nie tym razem. Jako jedna z nielicznych rzadko mnie pomijała. Fakt był taki, że na lekcji nie odzywałam się niepotrzebnie. Nawet przy odpowiedzi nie lubiłam się zbytnio odzywać. Uraz z przed 6 lat. Bałam się żeby nie powiedzieć czegoś bez sensu, przez co nauczyciele ciągnęli mnie za język i dostawałam słabsze oceny. Moje przemyślenia przerwały dwa mocne stuknięcia do klasy. Tak jakby ktoś chciałby wyważyć je, lecz nie ponieść za to konsekwencji za pomocą wymówki " Ja tylko stukałem/am, to że wyleciały z zawiasów to już nie moja sprawa". Spojrzałam w stronę drzwi, które powoli otworzyły się ukazując niebieskookiego chłopaka w jeansowej kurtce na którego głowie znajdowały się rozczochrane włosy w kolorze jasnego brązu. Właściwie były na granicy jasnego brązu a ciemnego blondu. Jego szczęka była zaciśnięta a dłonie spoczywały w kieszeni.
- Słucham Cię? - Usłyszałam piskliwy głos pani Smith.
- Szukam klasy 27B.
~*~
Jestem raczej osobą, która nie lubi się rozpisywać ale ten dział mnie zaskoczył.
W prawdzie jest mało dialogów ale to się drastycznie zmieni ;P
Jeżeli jest ktoś, kto przeczytał to co jest powyżej to napiszcie jakiś komentarz.
To motywuje i byłabym wdzięczna jeśli byłyby jakiekolwiek opinie.
To tyle jak na dzisiaj.
Mam nadzieję że Święta minęły wam przyjemnie, oraz że poszło w cycki ;D
Do następnego :3
Jestem raczej osobą, która nie lubi się rozpisywać ale ten dział mnie zaskoczył.
W prawdzie jest mało dialogów ale to się drastycznie zmieni ;P
Jeżeli jest ktoś, kto przeczytał to co jest powyżej to napiszcie jakiś komentarz.
To motywuje i byłabym wdzięczna jeśli byłyby jakiekolwiek opinie.
To tyle jak na dzisiaj.
Mam nadzieję że Święta minęły wam przyjemnie, oraz że poszło w cycki ;D
Do następnego :3