czwartek, 8 maja 2014

4. Complications

Diana's POV

  Obudziły mnie głosy. Kilka głosów. A właściwie to kilka głosów i hałas. Gdzie jestem? Sądząc po zapachu wody utlenionej i silnych środków dezynfekujących stawiam na szpital. Byłam zmęczona i to do tego stopnia że powieki odmawiały mi posłuszeństwa nie chcąc się podnieść. Ostatnie co pamiętam to las, więc jakim cudem znalazłam sie w tym miejscu? Moje życie to porażka. Przynajmniej w ciągu ostatnich kilku minut, godzin lub dni. Nie wiem ile tak leżałam ale czułam że jedna z moich rąk jest usztywniona i boli dość mocno. Lekko mlasnęłam, po czym usłyszałam szurnięcie krzesłem obok mnie, kroki i trzaśnięcie drzwiami. To było dość dziwne, ale w tym momencie miałam ważniejsze problemy na głowie. Ponowna próba otwarcia oczu okazała się udana, jednak zbyt jasne światło raziło mnie w oczy przez co miałam je przymrużone. Po krótkim czasie przyzwyczaiłam się do niego i zaczęłam się rozglądać. Leżałam w błękitnej pościeli, jak to w zwyczaju szpitali. Otaczały mnie białe ściany, lampki, kotary a obok mnie stał sobie śmieszny komputerek który chyba rejestrował  bicie serca jak się nie mylę ale nie był do mnie podłączony.
Pokręciłam głową odganiając dziwne myśli które kłębiły się w mojej głowie na cały ten widok i lekko podniosłam się, jednak czując pulsujący ból głowy upadłam z powrotem na miękką poduszkę. Dużo miększą od tej, do której byłam przyzwyczajona, przez co wierciłam się jak mucha w smole. Byłam strasznie ciekawa tego jak znalazłam się w tym miejscu i jak długo w nim przebywałam. Dopiero do dłuższym zastanowieniu zauważyłam że rękę mam w gipsie. Czułam się i wyglądałam pewnie okropnie. Wszystko mnie bolało i dalej chciało mi się wymiotować.W pewnym momencie drzwi sali otworzyły się i stanął w nich lekarz. Podszedł do mojego łóżka i zaczął sprawdzać coś w swoim notatniku.
- Witam, ja jestem doktor Harrison. Co pamięta pani jako ostatnie? - Spytał patrząc się w jakąś kartkę.
- Drzewa, las... Dużo drzew. Ciemność. - Wycharczałam.
- Miała pani dużo szczęścia. Z tego co udało nam się wywnioskować została pani najprawdopodobniej potrącona przez samochód. Doznała pani wstrząśnienia mózgu, jednak żeby określić jak ono jest poważne musimy poczekać na wyniki badań. Do tego złamanie lewej ręki, stłuczenie kilku żeber i siniak na brzuchu.Chciałbym panią zatrzymać przez kilka dni na obserwacji, na wypadek gdyby coś się działo.
- To konieczne? - Jęknęłam nie zwracając uwagi na swoje obrażenia, a czując niechęć do spędzenia tutaj  kilku minut dłużej a co dopiero dni.
- Jeśli nie chce pani powikłań jest to konieczne.
- W takim razie zgoda. - Westchnęłam.
- Poddamy panią odpowiednim badaniom, jednak teraz proszę odpoczywać. - Poprawił swoje duże okulary, odwrócił się i podszedł do pacjenta obok.
- A mam inny wybór? - Warknęłam bardziej do siebie, gdyż wiedziałam że był zajęty rozmową z innym pacjentem i nie zwracał już uwagi na moje paplanie.
Spojrzałam na stolik nocny, na którym leżał mój Samsung, a właściwie to jego szczątki. Obok niego zauważyłam kolorową torebkę na prezenty. Zdezorientowana sięgnęłam po nią i delikatnie rozchyliłam jej ścianki żeby zobaczyć co znajduje się w środku. Jak się okazało był to telefon, a dokładniej Sony XperiaS koloru beżowego. Sięgnęłam po pudełko i zaczęłam oglądać go z każdej strony, sprawdzając czy to nie jakiś żart. Byłam ciekawa kto i kiedy to tu przyniósł, i czy w ogóle należy to do mnie. Zrezygnowana spojrzałam jeszcze raz do torby i ku mojej uciesze na dole leżała karteczka z notesika. Wyciągnęłam ją i przeleciałam wzrokiem po schludnym piśmie.


To prezent od Liama. Mam nadzieje że to nie był zły wybór, jakby coś nie pasowało zawsze można wymienić na inny model.
Louis xoxo
  Myślałam, że zaraz wybuchnę. Ten facet ma chyba coś z głową. Najpierw robi mi wyrzuty pod swoim domem, potem ja tracę przytomność, budzę się w szpitalu a obok mnie leży papierowa torebka z liścikiem i to wszystko?! Żadnych wyjaśnień?! Nic?! Tak w ogóle to skąd on wiedział gdzie jestem? A jeśli już tu był, to nie mógł chociaż zaczekać i przeprosić?! To ciota a nie facet. Kiedy widzę takich kozaków stwierdzam, że aborcja powinna być legalna.
Zdenerwowana niepewnie sięgnęłam po torebkę i włożyłam kartonik z telefonem z powrotem do środka. Odłożyłam torbe z jej zawartością na stolik nocny i zaczęłam bezmyślnie wpatrywać się w sufit. Z transu wybudził mnie dźwięk otwieranych drzwi i znajome głosy.
- Córciu, co się stało? - Do mojego łóżka podbiegła zapłakana mama wraz z tatą i siostrą. - Jesteś cała?
- Tak, chyba tak... Z wyjątkiem złamanej ręki, kilku siniaków i obitych żeber chyba nic więcej mi nie ma.
- Co się stało?
- Nic poważnego... - Jęknęłam wiedząc, że czeka mnie kolejny długi wykład z EDB.
- Państwa córka najprawdopodobniej została potrącona przez samochód. Doznała wstrząśnienia mózgu II stopnia i może nie pamiętać ostatnich zdarzeń. - Wtrącił się lekarz, który pojawił się znikąd spoglądając na swoją teczkę z wynikami badań. - Chciałbym ją zostawić przez kilka dni na obserwacji. - Spojrzał na moją rodzicielkę, która tylko kiwnęła głową i przysiadła na krześle obok mnie.
Zapowiada się długie popołudnie.

  Dwudziesta wieczorem. Rodzice siedzieli ze mną przez całe 4 godziny wypominając mi o tym jaka jestem niepoważna, nieodpowiedzialna i lekkomyślna. Ale co ja poradzę? Nic nie pamiętam, nie wiem jak doszło do wypadku. Prawdopodobnie nawet nie zwróciłam uwagi na ten samochód. Ponoć z powodu złej pogody w Hiszpanii Danny nie przyjechał bo odwołali mu lot. Przynajmniej jeden powód do radości. Niepotrzebnie doszłaby jeszcze jedna osoba, która by się niepotrzebnie zamartwiała.
Siedziałam bezczynnie na łóżku, kiedy poczułam jak ktoś szarpie moją rękę. Odwróciłam głowę i ujrzałam słodkiego chłopczyka, który hipnotyzował mnie swoimi wielkimi, szarymi oczami. Chwilkę  to potrwało, zanim się ocknęłam.
- A ty, czego tutaj szukasz szkrabie? - Uśmiechnęłam się ciepło do chłopca na co on nabrał troszkę pewności siebie.
- Kim jesteś? - Spytał cichutko. Tak cichutko i słodko, że miałam ochotę się rozpłynąć.
- Ja jestem Diana, a ty? - Uśmiechnęłam się zachęcająco do chłopca, który zmieszany patrzył w moją stronę.
- Jestem Tommy.
- A więc Tommy, co tutaj robisz?
- Zgubiłem się. - Burknął i smutny usiadł na moim łóżku.
- A gdzie twoja mama?
- Ja nie mam mamy. - Powiedział cichutko, przez co myślałam że serce mi pęknie.
- A z kim tutaj jesteś?
- Z babcią.
- Hmm, to może poszukamy babci? - Spytałam z uśmiechem i złapałam małego za rączkę, który odwzajemnił gest przytakując główką.
Kiedy podniosłam się z łóżka poczułam zawroty głowy, które zignorowałam. Zauważyłam, że mam do ręki podłączoną kroplówkę. Zirytowana tym faktem pociągnęłam kabelek, który wyrwałam ze swojej ręki, co zaowocowało tryśnięciem przezroczystego płynu na moją bluzkę. W myślach przeklęłam całe swoje życie lecz już po chwili z uśmiechem zaczęłam oprowadzać chłopczyka po szpitalu szukając starszej pani, którą zdążył opisać mi Tommy.
Po spacerze który trwał jakieś 10 -15 minut znaleźliśmy kobietę w pobliskiej kawiarence szpitalnej. Siwowłosa podziękowała i zabrała chłopca do szpitalnej sali w dziale dziecięcym a ja oparłam się o ścianę, gdyż zaczęło mi się robić słabo.
- Pani Davies, co pani tutaj robi?! Powinna pani odpoczywać w swojej sali! - Usłyszałam głos jakiejś pielęgniarki, lecz z czasem zaczął stawać się tylko niezrozumiałym bełkotem aż w końcu poczułam, że upadam.



Louis' POV

  Siedziałem na fotelu gapiąc się bezczynnie w ścianę. Miałem wrażenie, że głowa mi eksploduje od nadmiaru myśli. Wiedziałem, że dziewczyna odzyskała przytomność, gdyż byłem przy tym. Chciałem zaczekać, zobaczyć jej reakcję, ale swoją dumę miałem i nie zamierzałem pokazać jej że przejmuje mnie jakaś pannica z przerośniętym ego. Kiedy tylko zauważyłem, że się posuszyła wyszedłem z sali.Tak po prostu zostawiając jej mały prezent od Liama. Oczywiście to ja musiałem zajmować się prawie wszystkim. Równie dobrze nasza grupa mogłaby się składać z jednej osoby, czyli mnie. Reszta zawsze potrafiła coś spieprzyć a przykładem jest właśnie Wild.
Wkurzało mnie to, że nie wiedziałem czy coś się nie skomplikowało. Dziewczyna niby nie miała dużych obrażeń ale grypa też nie wychodzi od razu. Chwyciłem kurtkę, która swobodnie wisiała na wieszaku i kluczyki do samochodu z komody, po czym ruszyłem do samochodu. Droga trwała jakieś 20 minut. Na szczęście obyło się bez korków. Wparowałem do szpitala niczym burza, chociaż nie miałem zamiaru wchodzić do sali dziewczyny. Co mnie zaskoczyło, koło bufetu odbywało się małe zamieszanie. Ktoś wołał o wózek, jeszcze ktoś o nosze, ale nie przejąłem się tym. Podszedłem do recepcji i uśmiechając się spytałem uprzejmie gdzie znajdę doktora Harrisona. Pielęgniarka patrząc na mnie przenikliwym spojrzeniem wskazała palcem w kierunku bufetu. Zdziwiło mnie to trochę, ale podążyłem we wskazanym przez szczupłą blondynkę kierunku. To co tam zobaczyłem, sprawiło że cały zesztywniałem. Mięśnie odmówiły posłuszeństwa a dłonie zacisnęły się w pięści. Dziewczyna, którą potrącił Liam była akurat przenoszona z podłogi na nosze, a lekarz wyglądał na zdenerwowanego. Jedyne co w tym momencie robiłem to nasłuchiwałem krzyków lekarzy i pielęgniarek. Większość z nich się powtarzała, np. "Przynieście kroplówkę", "Gdzie jest doktor Foster" albo "Ostrożnie na rękę". Stwierdziłem, że zaczekam aż atmosfera się trochę uspokoi a potem spytam się Lekarza co się stało. Oparłem się o ścianę i czekałem aż brunetka zniknie z mojego pola widzenia a Harrison będzie miał chwilę czasu. Chwilę to trwało, ale kiedy ruszył w stronę gabinetu od razu podążyłem za nim i chwyciłem go za rękę.
- Dzień dobry, co się właśnie stało? - Spytałem udając przejętego. Nie ruszało mnie to aż tak, żeby wpadać w panikę. Chciałem tylko, żeby wszystko skończyło się Happy Endem. Liczyłem na to, że dziewczyna odpuści i nie napuści nam piesków na ogon.
- Witam panie Tomlinson. Otóż zaszły pewne komplikacje. Panienka Davies się nie słucha i wstała z łózka, kiedy miała odpoczywać. Wstrząśnienie mózgu w tym przypadku spowodowało utratę przytomności. Nic dziwnego, jednak ze względu na obrażenia jakich doznała podczas wypadku wolałbym, żeby to się nie wydarzyło. Nie wiemy czy to nie pogorszyło jej stanu. - Westchnął drapiąc się po głowie. No cóż, nierzeczna dziewczynka się nie słucha, ale to jej problem. Sama sobie nagrabi problemów.
- Och, ale nic nie zagraża jej zdrowiu?
- Raczej nie, chociaż niczego nie możemy być stu procentowo pewni. Wszystkiego dowiemy się w swoim czasie.
- Dobrze, więc dziękuję doktorze. - Uśmiechnąłem się cierpko i odszedłem. Denerwowało mnie udawanie grzecznego chłopczyka, chociaż nieźle mi to wychodziło.
Skierowałem się w stronę wyjścia, lecz nie byłbym sobą gdybym przed wyjściem nie puścił oczka recepcjonistce. Blondynka zarumieniła się delikatnie i spuściła wzrok. Trafiona, zatopiona. Może kiedyś zagości w moim łóżku. Zaśmiałem się pod nosem na samo wyobrażenie tej sytuacji i skierowałem się do samochodu. Czeka mnie ciekawy wieczór, a mianowicie wypad do klubu z całą bandą. Mam nadzieję, że tej nocy nie będę sam.

~*~

Witam, witam. Nawet nie wiecie jak mi przykro, ze rozdział dodaję po dwumiesięcznej przerwie.
Chciałam dodać wcześniej ale najpierw nauczyciele zaczęli naciskać, potem egzaminy a teraz bierzmowanie...
Trzeba było wszystko pozaliczać. Pisałam dział fragmentami. I tak moim zdaniem wyszedł beznadziejny lecz pomimo tego czekam na opinie, nawet te najgorsze. Następny postaram się napisać jak najszybciej, pomimo tego że musze jeszcze poprawić kilka ocen. Mam nadzieję że zrozumiecie. Bardzo mi przykro.

Jak na razie nie mam głowy do Liebster Award, bardzo przepraszam jednak dziękuję za nominację ;)
Do następnego xx.

sobota, 8 lutego 2014

3. Something wrong

 Każdego kto przeczyta prosiłabym o komentarz :)

Louis' POV

  Tego wieczoru siedziałem z chłopakami przed telewizorem oglądając Nagą Broń. Tak, to była zdecydowanie nasza ulubiona komedia. Liam'owi zabrakło piwa, a znając życie bez piwa by nie wytrzymał, więc mówiąc prościej pojechał do sklepu. Sęk w tym że pojechał  godzinę temu i do tej pory nie wrócił a fakt, że do tych trzeźwych on w tym momencie nie należał sprawiał że miałem złe przeczucia.  Jak na zawołanie drzwi wejściowe otworzyły się z hukiem.
- Co tak długo?! Dawaj to piwo! - ryknął Zayn, nawet nie odrywając wzroku od ekranu.
- Wydaje mi się że mamy mały problem...
- Tak, problem jest taki, że brakło mi piwa więc rusz łaskawie ten swój ciężki tyłek i przynieś zgrzewkę. - warknął Harry.
- A ty mógłbyś ruszyć ten swój zgrabny tyłek i mi pomóc?!
- Potrzebujesz pomocy żeby przynieść zgrzewkę piwa?! Tobie się już... O kurwa. - Na słowa Harr'ego od razu odwróciłem głowę w stronę drzwi. To co tam zobaczyłem sprawiło, że poczułem jakbym dostał plaskacza w pysk. Liam stał w progu trzymając na rękach brunetkę z długimi włosami. Poznałem że to ta dziewczyna która dojebała mi w szkole.
- Coś ty kurwa zrobił?! - Wrzasnąłem ciągnąc się za włosy na co cała reszta obróciła się sprawdzając co jest powodem mojego wybuchu.
- Można powiedzieć że tanecznym krokiem wlazła mi pod koła...
- Wow, musiała chyba prosić się żebyś ją przejechał swoim rumakiem - zaśmiał się Zayn na co posłałem mu zirytowane spojrzenie. - Żyje? - Poprawił się.
- Nie sprawdzałem ale chyba tak. Bije od niej ciepło.
- Połóż ją  na kanapie i migiem zapierdalaj do kuchni. - warknąłem i ruszyłem w kierunku pomieszczenia. Oparłem się o blat próbując się uspokoić. Na Wild'a nie musiałem długo czekać.
- Teraz grzecznie usiądziesz na krześle i powiesz mi co takiego się wydarzyło, okej?
- Spoko. - Wykonał moje polecenie i zaczął mówić. - No więc wyjechałem z domu i pojechałem prosto do sklepu. Tam kupiłem piwo, wsiadłem do samochodu i ruszyłem w kierunku domu.  W połowie drogi zadzwonił telefon, a że nic nie jechało to chciałem odebrać. Jak na złość wyślizgnął mi się z ręki, a może i nawet na szczęście bo nie zauważyłbym jej. Tak jakby tańczyła na środku drogi a w uszach miała słuchawki. Zdążyłem zahamować ale nie na tyle żeby w nią nie uderzyć. Przeturlała się przez całą długość auta i spadła na ziemię. To wszystko. - Skończył na co parsknąłem.
- To wszystko?!
- Jeślibym ją zabił to niczym nie różniłoby od tego co robimy na co dzień. - wzruszył ramionami.
Zaśmiałem się nerwowo i przybliżyłem do niego.
- Czyli ty uważasz że nikt nie zauważyłby zniknięcia siedemnastoletniej kujonki? Wiesz jakie mielibyśmy problemy?! I tak psy siedzą nam na ogonie!
- Skąd ty w ogóle wiesz ile ona ma lat i że jest kujonką?!
- Chodzi do mojej szkoły imbecylu! Jak się nie mylę to nawet do klasy z Niallem.
- Dupa zawróciła ci w głowie że tak się martwisz?
- Ciebie już kompletnie pojebało?! Nie obchodzi mnie ona, jak i jej pojebane ego. Jedyne czego chce to to, żeby się obudziła, wyniosła to swoje kościste dupsko z mojego domu i zapomniała o całej sprawie! - krzyknąłem na co do kuchni wszedł Niall.
- Louis, ona chyba odzyskuje przytomność...
- Zajebiście - spojrzałem na Liama, który pusto wpatrywał się w ścianę i ruszyłem do salonu.
Rzeczywiście dziewczyna zaczęła otwierać oczy, chociaż wolno jej to szło. Z przyzwyczajenia że wszystko wokół mnie działo się szybko miałem ochotę  chwycić ją za głowę i palcami rozszerzyć jej powieki. Boże, o czym ja myślę? W myślach dałem sobie po pysku i cierpliwie czekałem na dalszy obrót akcji. Kiedy już w pełni otworzyła oczy patrzała się w przestrzeń jakby oślepła. Zaczęło mi się robić gorąco, w końcu nie wiedziałem co jej się stało. Dziewczyna zmarszczyła czoło i lekko uniosła głowę. Zaczęła nam się przyglądać ze zdezorientowaniem wymalowanym na twarzy.
- Co się stało? Gdzie ja... gdzie ja jestem? - Wyszeptała.
- Miałaś mały wypadek. - odpowiedział jej Zayn.
- Wcale nie taki mały... - Cicho wymamrotał Niall na co walnąłem go w tył głowy.
- Mogę na chwilę do łazienki?
- Jasne, tamtym korytarzem pierwsze drzwi na lewo. - Harry wskazał jej drogę na co ona przytaknęła i zaczęła wstawać z łóżka. Pierwsze co zrobiła jak wstała to znowu upadła, tym razem przez to że stałem najbliżej - na mnie. Chwyciłem ją w talii i postawiłem na równe nogi chwytając za ręce przez co syknęła. Spojrzałem jej w oczy i szybkim ruchem ściągnąłem z niej płaszcz.
- Uuuu, aż tak szybko? To chyba nowy rekord... - zaśmiał się Harry.
- Zamknij się - syknąłem i chwyciłem jej lewą rękę. Była cała opuchnięta i aż fioletowa.
- Cholera trzeba ją zabrać do szpitala. Ja pierdole...
- Ymm, ja naprawdę muszę do łazienki. - jęknęła cicho.
Chwyciłem ją za zdrową rękę i zaprowadziłem pod drzwi. Kiedy byliśmy już prawie w środku szybko puściła moją rękę i poleciała do muszli klozetowej. Poznając po dźwiękach - wymiotowała. Z frustracji kopnąłem w ścianę i puszyłem po kurtkę. Zapowiada się "miły" wieczór.


Dianas' POV

Było mi strasznie niedobrze. Zawroty głowy dawały o sobie znać a ręka bolała niemiłosiernie. Skąd ja sie tu w ogóle wzięłam? Delikatnie opuściłam klapę muszli i spuściłam wodę. Spojrzałam w lustro - aż pisnęłam kiedy zobaczyłam swoje odbicie. Blada cera, sina plama pod lewym okiem i rozcięta warga. Teraz już rozumiem czemu po pobudce miałam metaliczny smak w ustach. Jedno pytanie - co się stało? Żyłam w błogiej nieświadomości. Powolnym krokiem wyszłam z łazienki i skierowałam sie do salonu w którym siedzieli chłopcy. Jeden z nich właśnie zakładał na siebie kurtkę.
- Ubieraj się - rzucił we mnie płaszczem który z uwagi na obolałą rękę ledwo złapałam.
- Trochę delikatności by Ci nie zaszkodziło - burknęłam pod nosem.
- Że co proszę? Nawet mnie nie wkurwiaj bo zaraz możesz zapierdalać na piechotę! - krzyknął niebieskooki. Właściwie to nawet nie wiedziałam jak ma na imię. Z grymasem na twarzy założyłam na siebie płaszcz i ruszyłam w kierunku drzwi. Wyszłam lekko trzaskając i sięgnęłam po telefon. Kiedy na niego spojrzałam przeżyłam mini atak serca. Zamiast wyświetlacza miałam tak zwaną "pajęczynkę", a sam telefon był pęknięty w pół. Patrzyłam na niego ja zaczarowana i nawet nie wiem na ile czasu wstrzymałam powietrze.
- Odkupię ci. - usłyszałam zza pleców. Odwróciłam się powoli do tyłu i spojrzałam na chłopaka, który przed chwilą się na mnie wydarł. - oddychaj.
- No nie twoja wina, nie jesteś zobowiązany do tego żeby to robić.
- Tak, masz rację. Liam to zrobi.
- Liam..?- posłałam mu zdezorientowane spojrzenie.
- To on Cię potrącił. - wzruszył ramionami i wyminął mnie idąc w stronę garażu.
- Potrącił...? - odwrócił się w moją stronę i spojrzał na mnie jakbym była wariatką.
- To... Ty nic nie pamiętasz? - pokręciłam przecząco głową. - A może to i lepiej... - wzruszył ramionami i znowu odwrócił się do mnie plecami.
- Hej! Chyba mam prawo wiedzieć do cholery jasnej dlaczego mam spuchniętą rękę, przeciętą wargę i rzygam jak kot! - Krzyknęłam tak, że prawdopodobnie sąsiedzi to usłyszeli, ale miałam to gdzieś. To jego problem. Usłyszałam ciche parsknięcie po czym zauważyłam że chłopak zmierza w moim kierunku przygryzając wargę.
- Ile pamiętasz? - Spytał. Zmarszczyłam brwi próbując przypomnieć sobie ostatnie zdarzenia.
- Dzisiaj jest... Dzisiaj jest 15 marca?
- Pas, 22. Cholera, musiałaś się mocno uderzyć w głowę. Pewnie nawet mnie nie pamiętasz.
- Tak jakby... Właściwie to nie. Wcale Cię nie kojarzę. Kim ty jesteś?
- To tak, jestem twoim chłopakiem, jesteś w ciąży i spodziewamy się bliźniąt.
- Kłamiesz - Syknęłam marszcząc brwi, na co zbliżył sie do mnie i nachylił do mojego ucha.
- Brawo księżniczko. Właśnie wygrałaś setkę rumuńskich dzieci. - Zaśmiał się na co ja posłałam mu pełne wyrzutów spojrzenie.
- Jeśli miałabym wybrać pomiędzy spędzeniem kilku dni na bezludnej wyspie z tobą a rumuńskimi dziećmi wierz mi, że wybrałabym dzieci. - Przewróciłam oczami.
- Taka mądra jesteś? W takim razie zapierdalaj sama. Ja Ci nie pomogę. - Warknął i wrócił do domu.
Z cichym warknięciem tupnęłam nogą jak mała dziewczynka i odwróciłam się przodem do drogi. Ani telefonu żeby zadzwonić po taksówkę, ani żywej duszy żeby poprosić o podwózkę. Na jakim zadupiu oni mieszkają? Jeszcze raz rozejrzałam się po okolicy i ruszyłam w wybrany przez siebie kierunek.
Szłam sobie szosą i liczyłam mijane drzewa, które rosły najbliżej ulicy. Kiedy naliczyłam ich około 230 znowu zaczęło robić mi się niedobrze. Miałam mroczki przed oczami, jednak przytrzymałam się jednego z drzew. Robiło się ciemno, a pogoda nie wyglądała na sprzyjającą nocnym spacerom. Uspokoiłam oddech i oparłam się o drzewo wdychając świeże powietrze. W pewnym momencie wydawało mi się, że słyszę kroki, jednak zważając na okoliczności stawiałam na zwierzęta. Mój oddech robił się coraz płytszy a za chwilę znowu miałam mroczki przed oczami. Ziemia zaczęła osuwać mi się spod nóg, a ostatnie co poczułam to zderzenie z ziemią.

~*~

Więc jestem, po dłuższej przerwie :)
Przepraszam was bardzo ale zakończenie semestru i te sprawy więc bardziej nas wałkowali, co złożyło się na brak czasu i weny.
Mam nadzieję, że dział nie jest za krótki.
Do następnego :)

niedziela, 19 stycznia 2014

2. A lonely road

- Szukam klasy 27B. - Odezwał się niebieskooki po czym z nauczycielki przeniósł wzrok na klasę. Skanował każdego, jakby starał się kogoś znaleźć. Jego wzrok zatrzymał się na mojej skromnej osobie. Sposób w jaki na mnie patrzał... Po prostu przerażał mnie. Odruchowo spuściłam głowę i zaczęłam bawić się długopisem.
- Ahh tak... Ty pewnie jesteś ten nowy, Louis Tomlinson, prawda?
- Zgadza się. - Usłyszałam stanowczy głos chłopaka, jednak dalej nie miałam wystarczająco dużo odwagi by unieść głowę. Na szczęście nie czułam już na sobie jego żelaznego wzroku.
- Ehh... No dobrze. Davies - na dźwięk swojego nazwiska uniosłam głowę i wbiłam swój przerażony wzrok w panią Smith, wyczekując dalszego obrotu sprawy. - ty chyba jako jedyna rozumiesz co ostatnio przerabiamy. Pokaż mu gdzie ma lekcje.
Moja mina w tym momencie musiała wyglądać śmiesznie. Przerażenie wręcz kipiało z moich oczu.
- Proszę pani, jeśli ona nie chce to ja mogę go z chęcią zaprowadzić. - Usłyszałam z tyłu przesłodzony głos Kelsey, która wgapiając się w Tomlinsona gryzła długopis. Ohh, podstawcie jej wiadro bo zaraz zacznie jej sie lać po nogach, pomyślałam wyobrażając sobie ten śmieszny obraz. Czasami mam ochotę zabić się za to jak bujną mam wyobraźnię.
- A czy ja mówiłam do Ciebie Foster? - Syknęła nauczycielka.
Westchnęłam w myśli. Mimo że nienawidziłam tej dziewczyny całym swoim sercem chciałam żeby zrobiła to za mnie.
Wstałam ostrożnie omijając plecaki porozwalane na przejściu po czym wyminęłam chłopaka i wyszłam z klasy. Szybkim krokiem poszłam w głąb korytarza nawet nie patrząc czy za mną idzie. Sądząc po cichym trzaśnięciu drzwiami i krokach zbliżających się w moją stronę miałam stu procentową pewność że podąża za mną.
- Szybciej się nie da? - Usłyszałam jego szorstki głos za sobą więc zwolniłam. - Jesteś niemową? - spytał z kpiną. Dalej nic nie odpowiedziałam tylko szłam spokojnie skręcając w stronę schodów. Już kilka sekund później poczułam mocny uścisk na nadgarstku. Pociągnął mnie lekko przez co obróciłam się w jego stronę. Stałam z nim twarzą w twarz, ponieważ stałam kilka schodów wyżej i miałam doskonałą okazję żeby przyjrzeć się jemu tęczówkom. Nie emanowały już takim błękitem jak wcześniej. Teraz były w odcieniu granatu i nie posiadały tego błysku, który widziałam kiedy wszedł do klasy w dodatku jego źrenice były rozszerzone. - Wiesz, jeśli ktoś pyta, to się chyba kurwa odpowiada, prawda?
- Nie odzywam się bez potrzeby - syknęłam wyrywając nadgarstek z uścisku. Odwróciłam się na pięcie i zaczęłam pokonywać kolejne schody. - I ku mojemu niezadowoleniu nie jestem niemową. O popatrz, głucha też nie jestem. Wież mi, nawet nie wiesz ile dałabym żeby nie słyszeć twojego jęczenia.
- Grzeczniej proszę. - Warknął.
- Nie zasłużyłeś. - Odwarknęłam i podeszłam do pierwszej klasy z brzegu. Sięgnęłam do tylnej kieszeni jeansów i wyciągnęłam z niej zwiniętą kartkę. - Tu masz lekcje. Jeśli nie dostałeś, to Ci się przyda. Jeśli dostałeś a i tak nic nie ogarniasz, to masz pecha. - Wcisnęłam mu do ręki ową kartkę uśmiechając się sztucznie i zaczęłam zbiegać po schodach, żeby za chwilę ponownie znaleźć się w klasie.

~*~

- I mówisz, że najpierw mu dowaliłaś, a później tak po prostu zeszłaś ze schodów i wróciłaś do klasy? - Spytała Perrie zdumiona.
- No... tak jakby...? - posłałam jej nieśmiały uśmiech na co parsknęła śmiechem.
- Kim jesteś i co zrobiłaś z Dianą?
- Można powiedzieć że na chwilę nie dopuściłam jej do głosu. - Uśmiechnęłam się pokazując swoje "ubytki" i zamknęłam szafkę z której wyciągnęłam płaszcz.
- Nie poznaję Cię.
- Ja siebie też ale trzeba żyć dalej. - Ruszyłam w stronę wyjścia z budynku.
Nasze lekcje dobiegły już końca z czego byłam bardzo szczęśliwa. Ku mojemu zadowoleniu w ciągu tych 7 godzin męczarni nie trafiłam ani razu na Tomlinsona. Z moim pechem mogłabym go spotykać nawet 3 razy podczas jednej przerwy.
- Co powiesz na dobrą kawę?
- Powiem, że to bardzo dobry pomysł. - Posłałam jej uśmiech i wsadziłam słuchawki do uszu. Perrie znowu wciągnęła się w instagrama więc postanowiłam się zatracić w swojej muzyce. Włączyłam pierwszą lepszą piosnkę, którą okazała się Notice Me i odpłynęłam.
Po około 20 minutach spaceru doszłyśmy na miejsce. Mary's Cafe było naszym ulubionym miejscem spotkań. Tutaj obsługa traktuje Cię jak rodzinę i przynajmniej nie trzeba czekać długo na zamówienia.
- Hej dzieciaki, już po szkole? - Ruby jak zwykle uśmiechnięta przywitała nas zaraz w progu. Była to kobieta w średnim wieku farbowana na blond. Słynęła z tego że często ubierała ubrania w kwieciste wzory. Młodzież przez to często się z niej nabijała, ale dla mnie i Per była jak matka.
- Na szczęście tak. Nie ma to jak sprawdzian z Matematyki... - Jęknęła Per zajmując miejsce na jednym z wysokich krzeseł.
- Ohh, na pewno nie było tak źle.
- Nie było źle. To była tragedia.
- A ty co taka cicha? - Uśmiechnęła się ciepło w moim kierunku.
- Chłopak ją wkurzył... - Ewards wzruszyła ramionami zerkając na ulotkę.
- Masz chłopaka i ja nic o tym nie wiem? - Ruby pomachała na mnie palcem wskazującym ukazując swoje rozczarowanie.
- Nie mam. Po prostu musiałam nowego zaprowadzić do klasy. Boże, jaki to był...
- Okej, nie kończ. To co tym razem wam podać?
- Daj mi czekoladowe latte macchiato - oparłam głowę na łokciu, który oparłam o stolik i zaczęłam bawić się telefonem.
- Ja to samo - Per uśmiechnęła się do Ruby i powróciła do telefonu.
Ile można siedzieć na internecie i oglądać durne zdjęcia? No tak, Perrie to Perrie. Jej sie nie da ogarnąć.
 Z nudów zaczęłam rozglądać się po wnętrzu pomimo iż znałam go na pamięć. Pomieszczenie było podłużne a na wprost drzwi rozciągała się lada z którą stała zazwyczaj Rubby. Na przeciwko lady pod kakaową ścianą rozciągały się trzy szare tapicerowane wersalki rozdzielone ścianą. Na przeciwko nich stały po trzy pojedyncze stoliki przy których stało po jednym czerwonym krześle. Trochę dalej było więcej miejsca i tam stały już zwykłe brązowe stoliki przy których były po cztery krzesła. Z sufitu zwisały kakaowe i czerwone lampy na dość długim kablu gdyż sufit nie należał do najniższych. Przyjemnego wystroju dodawały czerwone wzorki zamieszczone na każdej ze ścian oraz zdjęcia zamieszczone w szare ramki. Mary z tego co wiem była perfekcjonistką. Lubiła mieć wszystko pod kontrolą i przeważnie wszystko było tak jakby ona chciała.
- Proszę, dwa pyszne czekoladowe latte. Smacznego - uśmiechnęła się ciepło i wróciła do swoich obowiązków.
- Dziękuję - szepnęłam, choć wiedziałam że mnie nie słyszała.

~*~

  Z Per rozstałam się pod kawiarnią, chociaż nawet nie wiem czy ona załapała że zniknęłam. Jej powinni odciąć dostęp do internetu. Jeśli będzie tak dalej to w najbliższym czasie roztrzaskam jej telefon o ścianę. To lekka przesada, wiem. Ale czy to normalne, żeby przez niecały tydzień nic nie widzieć z wyjątkiem ekranu telefonu albo monitora? Zaczynam się o nią martwić, i to na poważnie. Nie je, nie pije a chodzi i "żyje". Ja bym już dawno wysiadła na jej miejscu. Najbardziej dziwi mnie to, dlaczego jej mama jeszcze nie zareagowała. Kiedyś już dawno dałaby jej szlaban ale w tym momencie nie mam zielonego pojęcia co się z nią dzieje. Perr zachowuje się jakby miała swój własny, malutki świat. No ale cóż zrobić? I tak mnie nie posłucha...
Było około 18:40, słońce już dawno zniknęło za chmurami. Przeczuwałam kolejny atak deszczu, którego nienawidzę. Zaczęłam żałować że wybrałam sobie dłuższą drogę do domu i do tego spędziłam trochę czasu na spacerowaniu po parku. Zostało mi jeszcze ładne 20 minut drogi, a nie wyglądało na to żeby chmury raczyły zaczekać z deszczem aż dojdę do domu. Z westchnieniem przyspieszyłam i skierowałam się w kierunku szosy. Miałam szczęście że nic nie jechało. Z nudów zaczęłam sobie podśpiewywać jakąś melodię. Nie chciałam fałszować więc po prostu znowu podłączyłam się do świata muzyki i wsłuchiwałam się w tekst Green day.
I walk a lonely road,
the only one that I have ever known
Don't know where it goes
but it's on the mid, I walk alone
I walk this empty street
on the boulevard of broken dreams
When the city sleeps
and I'm the only one and I walk alone
I walk alone, I walk alone
I walk alone and I walk up
My shadow's the only one that walks beside me
My shallow heart's the only thing that's beating
Sometimes I wish someone out there will find me
Till then I walk alone

Nawet nie zauważyłam kiedy zczęłam tańczyć na środku drogi. W pewnym momencie usłyszałam donośne trąbnięcie. Zdążyłam się tylko odwrócić
i zobaczyć białego forda mondeo pędzącego prosto na mnie. Później poczułam tylko mocne uderzenie i to że przeturlałam się przez całą długość samochodu, następnie ogarnęła mnie nicość.


~*~


A więc witajcie w nowym roku ^^
Troszkę się spóźniłam ale lepiej późno niż wcale :P
Dział wyszedł mi krótszy ale resztę chciałam zostawić na następny raz :))
Mam nadzieję że się podoba ^^
Do następnego :**